- Witaj Urazo. Co się stało, nie za dobrze wyglądasz.. - zaczęłam zaniepokojona.
- Witaj, potrzebuję pomocy. Legendarny Gwiezdny Smok jest śmiertelnie zraniony. - odparła wadera niespokojnie.
Zbadałam zwierzę wzrokiem. Niebiesko - granatowy stwór spoglądał na mnie z bólem i cierpieniem w oczach. Jego piękne ślepia miały kolor miodu. Pomimo iż jego rany pogarszały jego zdrowie, był dumną i wspaniałą istotą. Miał poważne obrażenia, jednakże mogłam ustalić kilka rzeczy.
- Jest poważnie zraniony. Patrząc na długość życia smoków zostało mu mało czasu. Około miesiąc. - odpowiedziałam.
- To jest dosyć dużo. - odrzekła wilczyca.
- Dla nas tak. Dla nich to krótki okres. - rzekłam ze smutkiem.
Usiadłam na trawie, rosa jeszcze nie wyschła. Rozmyślałam. Smutek mnie ogarniał ponieważ uwielbiam zwierzęta, więc ich ból był dla mnie ukłuciem w sercu.
Alfa obwieściła oficjalnym głosem:
- Dziękuje wszystkim za przyjście. Potrzebuję waszej pomocy. Mityczny stwór jest śmiertelnie ranny bez naszego wsparcia nie przeżyje. Połączmy siły, razem zdołamy wszystko zrobić! -
Po tejże przemowie nastała salwa oklasków. Uraza ukłoniła się zgrabnie po czym usiadła wśród rady. Adrenalina rosła z minuty na minutę. Po jakże długiej obradzie Alfa wstała i rozwinęła pożółkły pergamin. Wadera zaczęła odczytywać uczestników wyprawy i to co mają przynieść.
- Amortencja. - rozległ się głos.
Wstałam z wilgotnej trawy i popatrzyłam przed siebie.
- Ty przynieś...Przestęp. - orzekła samica.
Kiwnęłam głową. Wczoraj już chodziłam po Górach Smoczych, więc wiedziałam doskonale że nie ma już tych krzewów..Jak to się mówi : "Kto późno przychodzi ten sam sobie szkodzi."
- Pazerne stworzenia ot co. - pomyślałam.
Czeka mnie dłuższa wyprawa. Na placu zapanowała cisza jak makiem zasiał. Szybko pobiegłam w stronę mojego domu przygotować się do wyprawy. Kiedy tam dotarłam było południe, jednakże udało mi się upchnąć do plecaka zielony namiot wodoodporny, apteczkę, pieniądze, kilka ciepłych ubrań, i trochę jedzenia i picia oraz mapę i kompas. Kołczan ze strzałami i oraz ręcznie rzeźbiony łuk mocno przypięłam do siodła. Na siebie zaś nałożyłam zieloną pelerynę w czarne plamki by móc się zlać z tłem. Miałam już wskoczyć na jabłowitą Ashlin, ale wtedy Chica wpadła pod kopyta.
- Amor mogę wyruszyć z tobą na wyprawę? - zapytała.
- Nie za bardzo. No wiesz to niebezpieczne. - orzekłam dyplomatycznie.
- Pff. Tylko tyle masz do powiedzenia? - zapytał kurczak.
- A co ze Springtrapem? - odparłam zdziwiona.
- Ja też chcę iść. - odpowiedział głos w głębi jamy.
Po chwili z ciemności wyłonił się animatron. Pokiwałam więc na znak zgody. Pomogłam pośpiesznie wejść towarzyszom do kieszeni, która była umiejscowiona na puślisku. Weszłam zwinnie na rumaka i ucięłam srogo z kopyta. Pył kiedy galopowałam unosił się przez długi czas, jednak po kilku godzinach zwolniłam. Kiedy dojechałam do gęstej, nieprzebytej puszczy zatrzymałam konia i przywiązałam go do drzewa. Rozpaliłam ognisko za pomocą swoich mocy, rozłożyłam namiot. Usiadłam na powalonej niegdyś kłodzie drzewa i wraz z robotami zaczęłam wesoło śpiewać. Biały Księżyc błyszczał blado na nocnym niebie, a gwiazdy połyskiwały w akompaniamencie. Zimne, nocne powietrze wypełniało moje płuca. Przepiękna noc.. Kiedy wybiła północ położyłam się wreszcie spać. O dziwo miałam wspaniałe sny, ale po obudzeniu miałam masę pracy ze złożeniem obozowiska. Spring i Chica obudzili się późno, więc wyruszyliśmy przed ósmą. Żeby nadrobić stracony czas - cwałowałam niemal całe przedpołudnie. Pod wieczór zatrzymaliśmy się na chwilę,aby odpocząć przed dalszą wyprawą. Chwyciłam więc za pióro i książkę w skórzanej oprawie. Zaczęłam ochoczo skrobać po papierze słowa, które układały się w zrozumiałą całość:
1 i 2 dzień przygody.
Wyruszyłam wraz moimi towarzyszami w niebezpieczną podróż. Niemalże na pewno nie wrócę, nie dam rady, chociaż trzeba spróbować. Za watahę. Jedzenia starczy może na kilka dni, potem zacznę polować. Sprawdzałam mapy, lecz miejsce do którego się udaje jest po prostu straszne. Nie jest ono na ziemi, lecz w innym wymiarze. No nie powiem Uraza do ciekawych miejsc mnie wysyła. Taki mój los. To to tak tylko żeby w życiu za łatwo nie było. Za około tydzień - dwa będę na miejscu. Portal jednak jest bardzo daleko. Za około dwie godziny będziemy w Epileii. Muszę wyruszać natychmiast.
Odłożyłam pióro i schowałam go do pojemnego plecaka. Odwiązałam rumaka i wsiadłam na niego. Kłusowałam dwie godziny, rozmawiając z animatronami. Jak dotarłam do wrót miasta natychmiast zwolniłam do stępa. Brama natychmiast otworzyła się mozolnie. Wjechałam do środka. Po ulicach chodziły duże grupy mieszczan. Wydawali się być zdumieni moim przyjazdem. Do ogromnego zamku zbudowanego z kamienia prowadziła brukowana ścieżka, a wokoło leżały domki z dachami pokrytymi strzechą, liczne karczmy, pałacyki szlachty, oraz niepoliczone zielone pastwiska i pola uprawne. Jedna z karczm nazywała się " Pod zamkiem Epileii ". Zsiadłam z grzbietu Ashlin, po czym weszłam do środka. Wokoło było pełno mieszczan i chłopów pijący piwo i jedzących. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, niewiele czasu minęło zanim znalazłam właściciela gospody.
- Dobry wieczór. - rzekłam uprzejmie.
- Dobry wieczór. Co dla pani? - odparł mężczyzna z uśmiechem.
- Chciałabym wynająć na jedną noc pokój. - powiedziałam.
Człowiek kiwnął głową po czym zaprowadził mnie do mojej komnaty. Kiedy otworzyły się brzozowe drzwi zaniemówiłam. Wspaniałe z dębowego drewna łoże mieściło się na środku pokoju, a pokryte było miękką pierzyną. Znajdował się tam również czerwony dywan oraz kominek. Ogień przyjemnie oświetlał pomieszczenie. Zapłaciłam dwanaście złotych dukatów. Właściciel odezwał się beztrosko:
- Nie martw się. Stajenni zaopiekują się twoim koniem.
- Dziękuje. - odpowiedziałam.
Byłam wykończona. Szybko położyłam się spać. Po przebudzeniu udałam się na śniadanie. Muszę powiedzieć iż było ono obfite. Jajecznica na bekonie, jajko na twardo, tosty oraz gorąca, czarna kawa. W stajni wierzchowce innych klientów parskały mi na powitanie. Miejsce było ciepłe i przytulne. Ramy boksów wykonano z zabarwionego na zielono srebra. Drewniane boksy oraz całe pomieszczenie wydawało się całkiem spore. Oświetlenie było niemalże przy każdym koniu. Siodlarnia znajdowała się na lewo ode mnie. Doskonale znałam język koni. Zbliżyłam się do boksu mojej klaczy, otworzyłam go po czym wsiadłam na wierzchowca i odjechałam. Kiedy przejeżdżałam przez rynek główny podziwiałam liczne kamieniczki oraz fontannę na środku placu. Roślinność występowała tu dosyć często. Ławki wyglądały jak nowe, widać że król stara się o wygląd miasta. Po uliczkach jeździły liczne wozy zaprzężone w konie, jeźdźców oraz zwyczajnych mieszczan ubranych w różnobarwne stroje. Z centrum można było dojrzeć zamek królewski. Pałac Neuschwanstein wyglądał olśniewająco. Liczne strzeliste wieżyczki i baszty, a mury wykonane zostały z białego kamienia. Miejsce to okalała fosa wypełniona po brzegi wodą. Duże okna w stylu gotyckim. Dach gmachu został pokryty jakimś lazurytowym, nieznanym mi materiałem. Na dziedzińcu rosły różnego typu drzewa m.in. dęby, sosny, wierzby, wiśnie ozdobne i wiele innych wspaniałych i wiekowych.
- Dzień dobry pani. - powiedziała pięcioletnia dziewczynka ze złotymi lokami.
Przyjrzałam się uważnie dziecku. Miała na sobie seledynową sukienkę z jedwabiu. W złotych lokach zauważyłam włożone różnokolorowe pióra pawie. Oczy miała koloru fuksji, a jej mała okrąglutka twarzyczka dodawała jej uroku. Na nogach miała czarne pantofelki.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam uprzejmie.
Godzinę później kiedy udało mi się wyjechać z miasta zapytałam Chicę:
- Czy nie sądzisz że ci ludzie są naprawdę mili? -
- Owszem. - odpowiedziała.
Po kilku chwilach ciszy zrobiło się niezręcznie.
- Ej co robi skejter w toalecie? - zaczęłam. - Szaleje na desce.
- To jest tak suche jak chleb z Biedronki.. - odpowiedzieli.
- No skoro jesteśmy w temacie, to jak to jest że z biedronek robi się chleb? Chyba muszą sporo biedronek zmielić żeby wyszedł.. - przerwałam.
Jazda cwałem męczyła mnie, ale i tak nie miałam na to wpływu. Zeskoczyłam z siodła i zarządziłam odpoczynek. Patrząc na słońce mogłam wywnioskować iż jest południe. Nie zamierzałam jeździć konno w godzinach szczytu, żeby konia nie zmęczyć. Sama więc zaczęłam pisać w swoim prywatnym dzienniku.
Dzień 3
Mozolnie zbliżamy się do przystani. Pozostało nam około dwa dni drogi. Obawiam się że, możemy spotkać tam niebezpieczne potwory. Statek na który czekam przypłynie o godzinie 12 w południe. Niewiele czasu mi zostało, zapasów z resztą też. Następne miasto to Sno..
W tym momencie przestałam pisać. Coś wielkiego szeleściło w ciemnozielonych krzakach. W zielonym gaju nastała głucha cisza. Po krótkiej chwili wyskoczyła z nich groźna hydra. Przestraszona chwyciłam w dłonie srebrny miecz. Bestia próbowała mnie atakować, ja jednak zwinnie wymijałam ataki i odpierałam je. Potwór zadał mi poważną ranę. Postanowiłam dokonać ostatecznego ciosu w kark. Mocno zamachnęłam się i odcięłam jej wielki łeb. Przerażona stanęłam jak wryta, jednak po chwili wyciągnęłam apteczkę, którą miałam przy sobie i obandażowałam solidnie zranioną rękę. Wraz z towarzyszami spożyliśmy smaczny posiłek i ruszyliśmy dalej w nieznane. Jechałam bez przerwy przez dziesięć godzin, co jakiś czas zwalniając. Port był coraz to bliżej nas co napawało mnie determinacją. Spoglądałam na mapę, by spojrzeć czy nie zgubiliśmy się. Dwa dni po napisaniu notatki szczęście nam nie sprzyjało. Niebo poczerniało, a chmury wydawały się cięższe, jaskółki nisko latały. W jednej chwili zaczął ostro padać deszcz. Pognałam do najbliższej jaskini. Było w niej ciemno i zimno, ale nie padało. Po kilku minutach namysłu postanowiłam iż tu przenocujemy. Tejże nocy nie mogłam zasnąć, ponieważ coś mnie rozdrażniało, kiedy jednak udało mi się zasnąć poczułam ogromną ulgę. Następnego ranka źle się czułam - zachorowałam co uniemożliwiało mi dalszą wyprawę. Największy problem stanowiło to, że zabrakło nam pożywienia. Chwyciłam za łuk i kołczan w którym miałam masę strzał i ruszyłam powoli na polowanie. Gęsta puszcza umożliwiała mi schowanie się, po godzinie poszukiwań zauważyłam urodziwego jelenia, pasącego się blisko bystrego strumienia. Chwyciłam więc ostrożnie za łuk i silnie napięłam cięciwę. Kamienny grot strzały został idealnie wycelowany w zwierzę. Zebrałam również kilka uschniętych patyków na opał. Zadowolona z siebie ruszyłam w stronę groty, w której się zatrzymaliśmy. Za pomocą swoich mocy podpaliłam stos gałęzi z lasu. Ogień wesoło trzaskał, oświetlając przy tym jamę. W dodatku było bardzo ciepło. Dobre kilka dni spędziłam chorując. Jak tylko wróciłam do formy chciałam wyruszyć.
- Niestety nie uda nam się zdążyć na prom. - stwierdził Springtrap.
- Co?! Nie! Nie możemy zwlekać! Musimy jak najszybciej wziąć to co trzeba i wrócić do watahy. - odpowiedziałam załamana.
Westchnęłam głęboko i pojechałam przed siebie. Precyzyjnie przeskakiwałam nad największymi powalonymi drzewami, do póki nie zauważyłam nieopodal nas ludzi ubranych na czarno. Zatrzymałam Ashlin, zorientowałam się.. okrążyli nas. Niemniej dziwił mnie fakt, że bandytów była cała chmara.
- Czemu zawdzięczam wam to przyjście? - zapytałam kpiąco.
Jeden z bandy spojrzał na mnie z pode łba. Przewróciłam oczami po czym odwróciłam wzrok spoglądając na wielkie, dębowe drzewo. Nagle klacz gwałtownie stanęła dęba. Niewiele brakowałoby abym spadła, bandziory rzucili się na nas z nożami. Dotknęłam delikatnie obojczyka.
- Bahamut! - warknęłam groźnie.
Nagle pojawił się na ziemi czarny cień. Wszyscy spojrzeli na bezchmurny nieboskłon. Na sklepieniu niebieskim pojawił się potężny, czarny smok - Bahamut. Ten natomiast srogo zamachał skrzydłami o kolosalnych rozmiarach. Rozbójnicy jak tylko zobaczyli stwora, natychmiast uciekli w popłochu. Zaśmiałam się cicho, po czym ruszyłam ostrym galopem. O godzinie 12:01 zauważyłam już krystalicznie czyste, szmaragdowe morze. Port już na mnie czekał, lecz prom którym miałam popłynąć już powoli odpływał... Zaciekle próbowałam go dogonić, w pewnym momencie udało mi się z trudem wskoczyć na pokład.
- Następny przystanek Snowdwin! - zawołałam radośnie.
Na spokojnie zeszłam z konia i spoglądałam na fale. Niebo było czysto niebieskie, jedynie kilka grupek ptaków latało tu i ówdzie. Powoli zaczął się krajobraz zmieniać. Zamiast drzew liściastych zaczęły pojawiać się drzewa iglaste pokryte grubą warstwą śniegu, trudno było już znaleźć jakiekolwiek zwierzęta, a na ziemi leżał śnieżnobiały, zimny puch. Kiedy statek dobił do brzegu, weszłam na stały ląd. Kraina na której właśnie stałam była przecudowna : w oddali znajdowało się ośnieżone pasmo górskie, na niewielkich pagórkach znajdowały się małe domki, kuźnie i knajpy. Mieszkańcami wioski jednak do rodzaju ludzkiego nie należeli, byli potworami. Weszłam na drewniany mostek podziwiając miasteczko. Obok mnie pojawiła się niska, biała postać - szkielet.
- Witaj! Nazywam się Sans. Sans szkielet. - rzekł podając mi rękę.
- Witaj. Nazywam się Amortencja. - odparłam.
Uścisnęłam jego zimną dłoń. Nie musiałam długo czekać na efekt jaki miał nastać. Delikatny prąd energii przeszył moje zaziębione ciało. Roześmiałam się głośno, a co gorsza nie umiałam przestać.
- Przepraszam uwielbiam żartować. - odparł żartobliwie.
- Pff.. - parsknęłam zadowolona.
Przeszłam wraz z Sansem dalej.
- Wiesz może gdzie mogę odnaleźć portal do Kresu? - zapytałam.
- Wiem. Ale odradzam. - odpowiedział krótko.
- Potrzebuję. Przebyłam długą drogę.. proszę. - poprosiłam błagalnym tonem.
Przyjaciel westchnął po czym zaczął:
- Widzisz tamtą górę? Na jej szczycie znajduje się to czego szukasz. Proszę uważaj na siebie. To niebezpieczne miejsce...,a i jeszcze jedno. Miasto okala bariera ochronna.
- Dobrze będę starała się nie zabić. - obiecałam zdecydowanie.
Nieboskłon pociemniał. Słońce zachodziło za horyzontem, jeśli mam byś szczera wyglądało to powalająco. Kiedy zapadł zmrok Paparus wraz ze swoim bratem zaprosili mnie do siebie. Jak tylko znalazłam się samotnie w pokoju, zapaliłam lampkę. Chwyciłam za pióro i zaczęłam zapisywać:
Dzień 20
Jestem coraz bliżej celu, coraz bliżej powrotu do domu. Mam wątpliwości w powodzenie tejże misji. Ale nie ma odwrotu. Od ostatniego wpisu strasznie chorowałam, potem atak bandziorów i dotarcie do Snowdwin... Spotkanie Sansa... Obawiam się Kresu, lecz to normalne. Ciekawe tylko, po co mieszkańcom tej krainy bariera ochronna...Słyszałam i czytałam w księgach o potworze zamieszkujący tamto miejsce.
Położyłam się na niewielkim łóżku. Następnego dnia wstałam wcześnie, ponieważ rozpierała mnie energia. Zanim wyszłam z domu napisałam krótki list:
Drogi Sansie!
Chciałam ci podziękować za gościnę, jednak muszę wyruszać. Moi bliscy mnie potrzebują.., Przykro mi że nie mogłam dłużej zostać. Mam nadzieję że się nie gniewasz. Jeśli uda mi się wrócić żywa wrócę do was, natomiast jeżeli umrę odnajdź watahę Niebieskiej Zorzy i powiedz tamtym osobą że bardzo je lubiłam. Byli moją rodziną. Nawet jak działy się waśnie i spory byłam zżyta z nimi. ZAWSZE. A, i jeszcze jedna sprawa. Powiedz Miu, że dostanie w spadku moich towarzyszy, wieżę że się nimi zajmie. Bardzo cię polubiłam, mam nadzieję jednak że się kiedyś spotkamy jeszcze...
P.S. Wyjechałam rano żeby nie robić zamieszania, ani tkliwych pożegnań.
P.S. Wyjechałam rano żeby nie robić zamieszania, ani tkliwych pożegnań.
Najpewniej po raz ostatni Amortencja
- Jesteśmy na granicy? - zapytała niepewnie Chica.
Przytaknęłam. Wzięłam głęboki oddech i przejechałam przez srebrzystą barierę. W jednej chwili z przepięknej i malowniczej krainy harmonii, okolica zmieniła się całkowicie nie do poznania. Nigdzie nie było śniegu, ziemia była wyschnięta na wiór. Drzewa były gołe, uschnięte i szpetne. Gdzieniegdzie leżały szkielety zwierząt, a gdzie nie spojrzeć były groby. Samo miejsce przyprawiało mnie o dreszcze i solidny zawrót głowy. Wydawało mi się, że znalazłam się na cmentarzu. Podróżowałam bardzo powoli, ponieważ martwiłam się o rumaka. Po wyjechaniu z tego jakże strasznego miejsca ruszyłam w stronę szczytu góry. Wyprawa była mozolna i niebezpieczna, szczególnie że jeździłam gołymi graniami. Im wyżej byłam tym mniej roślinności spotykałam nie mówiąc o zwierzętach. Często spotykałam tam gołoborza - czyli po prostu szare, kamieniste bez jakiejkolwiek flory pas gór. Szczyt był bardzo blisko mnie.
- Jesteśmy na szczycie! - zawołał rozradowany Springtrap.
Ośnieżony, skalny szczyt wspaniale się prezentował na tle jasnoniebieskiego nieba. Na środku stał portal. Westchnęłam po czym wskoczyłam do środka. Nie minęła chwila,a znalazłam się w innym wymiarze. Było ciemno jak w nocy, ale nie było widać gwiazd - po prostu pustka. Samo podłoże było z jakiegoś białego kamienia, którego nigdzie na Ziemi nie było. Wokoło rozpościerały się niezwykłe fioletowe drzewa bez liści zwane drzewami Horusu. Roślina ta ma od 10 - 15 metrów wysokości. Potrafią być rozgałęzione lub też nie. Na tym drzewie rosną też niezwykłe owoce Horusu, wykorzystywane w alchemii. Z owych owoców wykonuje się rzadkie i cenne eliksiry. Zebrałam ich kilka, z pewnością się kiedyś przydadzą. Stwierdziłam że około tysiąc metrów od mojego położenia musiało znajdować się End City. Z cząstkowych informacji o tym miejscu dowiedziałam się że jest to wielka metropolia położona na kilkunastu wyspach. Zbudowane zostało z kamienia Kresu oraz bloków Purpury. Skonstruowany został też z bloków "pochodnych" typu schodków Purpury, płyt czy również karmazynowych szkieł. Rzekomo znajdowały się tam liczne skarby Świata.. W przestworzach były powieszone gigantyczne statki. To by tajemniczy i unikatowy wymiar. Według podań i legend istnieje kilka innych wymiarów. Między innymi Netcher - czyli piekło, Ziemia Obiecana, oraz Odległe Lądy. Te ostatnie są w każdym bądź razie "magiczne". Fizyka tam niemalże nie istnieje, można się zapaść pod wodę.. dzień i noc potrafią występować w tej samej chwili. Nikt tam jeszcze nie dotarł..Przezornie wyjęłam z pochwy mój srebrny Vasilis. Złota rękojeść pobłyskiwała w ciemności grobowej. Wokoło nas zaczęły teleportować się dziwne postacie. Były wysokie, chude, a na dodatek całe czarne. Oczy natomiast tych potworów były fioletowe i świeciły w mroku.
- Endermany! - zawołałam ze zgrozą.
Chwyciłam za miecz i zaczęłam potworo siekankę. Stwory rzuciły się na mnie, a ja mordowałam je turami. Kiedy udało mi się przynajmniej część zabić, z nicości wyleciał Smok Kresu. Ogromny, czarny stwór z oczyma koloru ametystu zaczął krążyć wokoło mnie. Przyłożyłam dłoń do mojego obojczyka i po raz kolejny przyzwałam Bahamuta. Spoglądałam na tę walkę. Z góry mogłam przewidzieć kto ją wygra. Bahamut zaatakował Smoka Kresu. Chcąc pomóc zaczęłam celnie strzelać płonącymi strzałami. Nieźle sobie radził, a po kilkunastu minutach jego przeciwnik padł. Błąkałam się w poszukiwaniu... Ale nie mogłam go znaleźć. Po nieowocnych poszukiwaniach usiadłam na kamieniu. Spojrzałam na liliowe drzewa Horusu.
- Jak mogłam tego nie zauważyć?! - zapytałam sama siebie.
Na jednym z drzew było ukryte coś czego szukałam. Skutecznie zaczęłam wspinać się na drzewo. Jak udało mi się wejść na górę, zabrałam Przestęp i wskoczyłam z góry na grzbiet konia. Cwałem przejechałam przez Kres i wskoczyłam do portalu. Potem już tylko zjeżdżałam po stokach. Kiedy wreszcie udało mi się dojechać do bariery ochronnej byłam szczęśliwa. W Snodwin czułam się jak w domu, miałam nawet przyjaciół. Dojechałam do domu Papirusa i Sansa. Ci wyszli mi na przeciw szczęśliwi i zdziwieni faktem że żyje. Wspólnemu świętowaniu nie było końca, jednak czas szybko mijał i musiałam również wrócić do watahy. Rozłożyłam na sosnowym biurku mapy. Najkrótsza droga prowadziła przez naprawdę groźne miejsce. Ale nie mogłam już nadkładać drogi i jechać przez Epileję.
- Do odważnych świat należy. - powiedziałam sama do siebie.
Kiedy prom dobił do brzegu powędrowałam na północ. Wiał naprawdę silny wiatr, lecz brnęłam dzielnie dalej.
- W jakie ja się cholerne gówno wpakowałam. - powiedziałam do Springtrapa.
Zapadła niezręczna cisza. Znalazłam się w ciemnym lesie. Drzewa pod osłoną nocy wydawały się czarne. W oddali można było usłyszeć hukanie sowy. Wszystko w tym miejscu było mroczne i ciemne. Nagle usłyszałam kroki. Zza krzaków wyskoczył bazyliszek.
- Na serio?! - zapytałam zamykając oczy.
Zaczęłam wymachiwać na oślep bronią. Bałam się że stwór zabije mnie jadem. Oberwałam raz czy dwa w ramię. W pewnym momencie udało mi się zadać śmiertelny cios maszkarze.
- No w końcu!! - rzekłam rozgoryczona.
Bycie coraz bliżej domu napełniało mnie nie małą determinacją. Spojrzałam jeszcze raz na mapę i stwierdziłam:
- Wyjadę obok Zamku Kichawi.
Zamek ten był wspaniały. Gdybym miała więcej czasu na pewno bym zatrzymała się tutaj na dłużej.
- W sumie? Czemu nie zostać tutaj do rana. - zamyśliłam się.
Weszłam powoli przez wrota. Zatkało mnie. Na przeciwko mnie stała armia Pajęczaków. Gigantyczne pająki, czarne, włochate potwory przyglądały się mnie swymi czerwonymi ślepiami. Przestraszona zaczęłam wymachiwać nożem. Starałam się za wszelką cenę nie zostać ugryziona, ponieważ mogłabym umrzeć. Maszkary pozdychały, na szczęście. Zapuściłam się w głąb placówki. Pałac od środka wyglądał nieziemsko. Liczne sklepienia, średniowieczne arrasy i różnego typu nieziemskie kasetony. Arrasy różniły się tym od gobelinu tym, że były tkane nitką ze szczerego złota. Kasetonowe sufity również zostały wykonane ze złota. Przedstawiały one kwiaty - róże dokładniej. Sala balowa od środka była zupełnie zdemolowana. Kasetonowe sufity różniły się od tych w innych salach. Spojrzałam w górę. Przywitały mnie ludzkie głowy na suficie. Tak samo królewskie sypialnie były zdemolowane ale i tak wspaniale wyglądały. Zwiedzałam z zaciekawieniem pomieszczenia i zachwycałam się nimi. Zeszłam zobaczyć piwnice. Panował tam mrok. Kiedy zapaliłam światło, mogłam zobaczyć jak owe pomieszczenie wygląda. Ściany były gładkie o kolorze kawowym. Podłoga zaś była wykonana z marmuru.
- Zaleciało mi to Issac'kiem. Ta. Nie ma to jak śmierdząca kupą piwnica.
Wróciłam do Sali Balowej i położyłam się na zimnej podłodze i zapadłam w głęboki sen. Kiedy ledwo słońce wschodziło nad horyzontem już stałam na nogach. Do watahy pozostała mi około godzina drogi. Ruszyłam przed siebie w gesty las. Ptaki śpiewały, wspaniałe kwiaty rozkwitały. Wiosna budziła się do życia. Szłam spacerowym tempem, aż udało mi się w końcu dotrzeć do centra watahy. Tam czekała już na mnie Uraza, jak i dumny Gwiezdny Smok. Widać że pozostała mu garstka życia. Jedno tchnienie. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Wróciłam cała..Tu był mój dom.
Tam dom twój gdzie serce Twoje.Zza jasnozielonej wierzby wyszła Gamma -Miu, Moon już stała obok Alfy i rozmawiała z nią.
- Jak ci minęła podróż? Chyba nie było problemów. - zauważyła Cutt.
- Nie.. wcale nie. W ogóle nie walczyłam z hydrą, bazyliszkiem oraz Endermanami. W dodatku masz pozdrowienia od Smoka Kresu. - odpowiedziałam żartobliwie.
- Co? Przecież Przestęp rośnie w Górach Smoczych i musiałaś pohandlować ze smokami... Odpowiedziała zdziwiona Cutt.
- Sprawdzałam. Już nie było ani jednego krzaczka. A po za tym wiesz jak bardzo nie lubię negocjacji. To nudne.. - powiedziałam znudzona. Cutt zaśmiała się.
- Na serio? To dopiero muszą być zachłanne istoty. - potwierdziła wadera.
- Powiedzieć wam suchar? - rzuciła Miu. - Dlaczego choinka nie głodna? Bo jodła. - dodała pośpiesznie.
- To było suche jak pięty Mojżesza. - odezwałam się.
- Kiedy ich oczy się po raz pierwszy spotkały, Leon poczuł się jak nigdy dotąd. Nie wiedział, czy to że, się zakochał od pierwszego wejrzenia, czy też dlatego że właśnie srał pod garażem. - dopowiedziałam.
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać. Świetny humor dopisywał wszystkim obecnym, nie ma się co dziwić. Pogoda była wyborna. Pomimo iż była wiosna, a wiadomo że wtedy może się po chwili może zacząć padać ostry deszcz. Około pierwszej po południu wilki zebrały się na placu. Z wiadomych mi informacji Uraza miała dać przemówienie.
- Moi drodzy. Na wstępie chciałam wam wszystkim podziękować za pomoc. Dla większości z was musiało to być niebezpieczne lub traumatyczne przeżycie. Zapewne spotkaliście masy nowych ludzi, walczyliście z potworami, lub po prostu była ta wyprawa wygodna i przyjemna. Dzięki waszemu wsparciu Gwiezdny Smok niedługo wróci do zdrowia. - zakończyła przemowę wadera.
Już miałam odejść gdy padło pytanie:
- Amor zostaniesz z nami?
- Nie. Scoot wydał update do FNaF'a World. Idę zobaczyć co się zmieniło. - oświadczyłam.
Biegłam szybciej niż wiatr. Weszłam do mojej jaskini i wyciągnęłam laptopa. Srebrzysta maszyna zaszumiała, Dell (lokowanie produktu soł macz xDDDD) dobrze sprawdzał się do grania w różnorakie gry. Odpaliłam grę i zaczęłam zabawę. Trójwymiarowy świat zachwycał gracza. A wesoła, dziarska oprawa muzyczna dodawało urokliwości. Mechanika poprawiła się mocno, ponieważ teraz można było chodzić na ukos, a postać się łatwiej poruszała. Weszłam do niewielkiego domku jakiegoś człeka. Pomieszczenie było biało - szare. Podeszłam do gościa. Ten mi tylko powiedział: "To okrutny cykl, wiesz? Zresztą jak większość rzeczy w naszym życiu. Wahadło buja się w jedną stronę, na drugą. Teraz wracamy w ciemność. Coś strasznego nadchodzi. Wróć do mnie później, a powiem ci coś więcej." Zdziwiłam się na to co powiedział tamten mężczyzna. Powróciłam do dalszej rozgrywki. Sam fakt iż FredBear szczelił face palma i posiadał własną animację ruchu to jedno, co wprawiło mnie w zdziwienie. Drugie to, że minigierki były chore.. śmiałam się jak skończony idiota. Uciekanie przed uśmiechniętą tęczą, która próbowała cię zabić była co najmniej dziwna. Scoot nie kłamał. Był FNaF 57 : Freddy in space...co do jasnej cholery chodzi po głowie tego człeka? Dziwnie patrząca się na mnie głowa Foxy'iego była spoopy. No po prostu Scoot - Troll -Cawthon . Po skończonej zabawie w wirtualnym świecie postanowiłam pójść spać. Ciemność panowała w grocie. Zapewne już dawno zapadła noc. Towarzysze już na mnie czekali od około sześciu godzin. Padłam na łóżko jak martwa. Mam dość przygód... jak na razie...
~Rok później~
Po roku wyruszyłam do Snowdwin. Obiecałam Sans'owi, więc obietnicy dotrzymam. Spotkanie z Sans'em i Paparius'em uprzedziła huczna zabawa. Toriel, Alphys.. Asriel, Assgore.. wszyscy się zebrali, a zabawom nie było końca. Zimowe słońce świeciło na lazurowym niebie, panowała tu wieczna zima, lecz nie było tu zimno. Impreza odbywała się w knajpie Gribbly'iego. Knajpa wykonana została z grubych pali sosnowego drewna. W środku stały stoły i stół barowy wraz z krzesłami. Kominek umiejscowiono po lewej stronie. Iskry wesoło świeciły, a ja zjadając hamburgera cieszyłam się z tego co mi los w prezencie dał. Byłam zadowolona z tego że kłopoty się już skończyły.
Wyrazy 4188 / Litery 27900
P.S Tak jak obiecałam napisałam "Uraza z nudów krzaczki podpieprzyła xDDDD"
Wyrazy 4188 / Litery 27900
P.S Tak jak obiecałam napisałam "Uraza z nudów krzaczki podpieprzyła xDDDD"
Opowiadanie ciekawe, niezłe. Jednak mam dość dużo uwag:
OdpowiedzUsuń1. Błędy, brak przecinków... Ale to nie nowość.
2.Nie podobało mi się nawiązanie do Fnafa, Minecrafta, Undertale. Przynajmniej w opkach konkursowych mogłabyś tego nie upychac.
3. Mam wrażenie, że uwagę skupiłaś praktycznie tylko na długości. Końcówka jest mocno naciągana, niechętnie się ją czyta.
4.Pozwolę sobie zapytać - błędy specjalnie?
Które błędy?
UsuńCzyli chyba nie.
UsuńNazwisko twórcy fnafa
No tak xDDDD Kurczę zawsze mi się coś pieprznie w łbie xDDDD
UsuńZmieniłaś tam?
UsuńCzekaj zaraz zmienię jeśli chcesz.
UsuńBrak przecinków? Mi z Ctrl + G wyszło coś koło 156...
OdpowiedzUsuńCo nie znaczy, że interpunkcja to jedynie przecinki. Nie stawia się spacji w słowach takich jak "czarno-biały". Ponadto przed dwukropkiem również nie ma przerwy.
OdpowiedzUsuńPrzed: i | oraz | albo | lub | ani | ni i.t.d. nie ma przecinka. Za to przed "co" jak najbardziej!
[Oczywiście to tylko mała część z błędów.]
Oke rozumiem. A pod względem fabularnym? No wiesz, powiedzmy że nie ma na świecie FNaF'a, Undertale'a ani niczego podobnego.
UsuńEkhę
UsuńSama pisałaś, jak grasz we Fnafa. Zaprzeczasz sama sobie
Mi po prostu chodzi o fabułę. xDDDD Wiesz o co mi chodzi.. xDDD
UsuńNo właśnie nie.
UsuńPo prostu mi tylko o fabułę chodzi. Czy jest ciekawa. A nie " Bo tu jest FNaf! I to jest zueee" xDDDD Po za tym wejdź na Howrse xDDD Plzz..
UsuńWedług mnie takie wzorowanie się na grach, książkach i.t.d. jest oznaką braku kreatywności.
UsuńMoon- kreatywność polega również na umiejętności połączenia niepasujących do siebie rzeczy, które po dobremu połączeniu można stworzyć coś niezwykłego. Byłam pod tym względem dosyć dobra ponieważ jakbym nie była kreatywna opowiadanie wyglądało by tak: " Szłam przez Snowdwin, po przejściu 10 metrów znalazłam się w świecie z kwadratów. " Natomiast u mnie widać że było to przekształcane. Według mnie kreatywność wcale nie oznacza iż nie można się na czymś wzorować. W dodatku dałam coś od siebie, różne urozmaicenia wyprawy.
UsuńMasz rację.
UsuńJednak łączenie "niepasujących" (tak, jak błędnie to określiłaś) do siebie wątków w praktycznie każdym opowiadaniu jest męczące.
Amortencjo. Twoje opowiadania, jak zdążyłam zauważyć, są prawie zawsze "inspirowane" grami, czy książkami. I mają podobny schemat. A to świadczy o braku kreatywności. Połączyć każdy może, naprawdę. Ale wymyśleć coś swojego- to jest już sztuka.
UsuńTytuły dużą literą xDDDDD Ale po to bo taka była moja wola.
OdpowiedzUsuńZwracają Ci uwagę, to od razu się czepiasz :')
OdpowiedzUsuńJa się nie czepiam xDDD Tylko zauważyłam ¯\_(ツ)_/¯
OdpowiedzUsuńZnając Ciebie, nie Zwróciła byś uwagi na coś takiego bez powodu.
OdpowiedzUsuńNie wytykaj błędów, bo sama je robisz
Nie znasz mnie, więc nie masz prawa tak mówić, a po tym co napisałaś wygląda prostu jakbyś mnie o to oskarżała. Ja czytam komentarze wszystkie. Sama się nieraz mnie wszystkiego czepiasz.
OdpowiedzUsuńTak się tylko mówi... Owszem, czepiam się. Jednak zdam o porządek na watasze i dlatego się czepiam.
OdpowiedzUsuńAle wiesz może tak się mówi, lecz spójrz jak to wygląda. To brzmiało za przeproszeniem chamsko. Ja nigdy cię nie oskarżałam o takie rzeczy i jak tak o mnie napisałaś to zapewne też kilka osób odebrało by to jak ja. Miu by się z tym nie zgodziła ponieważ mnie zna doskonale. A w większości rzeczy to wiecznie masz do mnie jakieś pretensje, mimo iż poświęcam na ogół cały dzień na prace na tym blogu.
OdpowiedzUsuńŻe się wtrącę. Amortencjo, co ogarniasz na blogu [oprócz sklepiku]?
OdpowiedzUsuńInaczej - jestem wredną kurwą, która nie docenia niczyjej pracy i myśli tylko o sobie. Zadowolona?
OdpowiedzUsuńMoon- już nieraz dodawałam tereny, konkursy, luki w formularzu, rasy masę ras.. , stanowiska.. więcej nie pamiętam ale sporo robiłam.
OdpowiedzUsuńUrazo- Nie. Chodzi o to że mnie krytykujesz że ciągle FNaF, ale ty sama piszesz o anime.
Przepraszam bardzo, lecz większość stron sama ogarnęłam i mam zamiar ogarniać resztę [razem z Miu]. Miu tu robi najwięcej, ja na spółkę z nią.
OdpowiedzUsuńI tak, jestem narcystyczną suką, ale wiem, co się w watasze zmienia.
Tu mnie masz. A więc - proszę, nie pisz o Fnafie przynajmniej w opkach konkursowych
OdpowiedzUsuńJeżeli nie wierzysz, że pracuje na blogu to zapytaj Miu. To że nie trąbie na lewo i prawo iż coś dodałam nowego.
OdpowiedzUsuńWypisz mi, co dodałaś do forma. Plus stanowiska. Administrator ma OBOWIĄZEK powiadamiać o wszelkich zmianach na blogu.
OdpowiedzUsuńTo wynik tego że nie zamierzam cały czas pisać postów informacyjnych.
OdpowiedzUsuń" Ciekawostki ", " Umiejętności". Stanowiska : cukiernik, sędzia, kapłan, iluzjonista, architekt. Ras nie będę wymieniać bo było tego sporo.
OdpowiedzUsuńPosty informacyjne to również obowiązek, który musi wypełniać administrator.
OdpowiedzUsuńSędzia?
OdpowiedzUsuńTak.
OdpowiedzUsuńA i obrońca zapomniałam.
OdpowiedzUsuńMiałam wrażenie, iż Uraza dodała sędzie. Ze względu na kłótliwego pana K.
UsuńNie, nie. To Amor dodała.
UsuńCałe życie w kłamstwie :') Co jednak nie zmienia faktu, że zmiany powinny być dokumentowane.
UsuńMoon- to było by nudne gdyby na dzień pojawiało się piętnaście postów bo coś nowego doszło gdzieś. Po drugie daje to szanse zaglądania do zakładek i bycia na bieżąco.
UsuńJeden post ze wszystkimi informacjami. Proste? Proste!
UsuńMoon tylko ja zazwyczaj w różnych godzinach robiłam aktualizacje. Raz nawet kilka razy na dzień.
UsuńRozumiesz treść mojego komentarza?
UsuńRozumiem. W zupełności. Nikt nie pisał że mamy pisać o zmianach. Miu również nie pisze. A problemu to nikomu jednak nie zrobi jeśli trochę poświęci czasu blogowi. Piszę posty informacyjne tylko wtedy kiedy rzeczywiście dochodzi coś ważnego np. Gwiezdny Sklep. Bo napisanie o nowych rasach to noo... trochę takie wyręczanie kogoś w poznawaniu nowości.
UsuńA teraz pomyśl. Jak ktoś ma się dowiedzieć o nowościach, skoro nie został o tym uprzedzony? Przecież przeciętny użytkownik każdej gry, ba! PbP jest ZAWSZE informowany odpowiednim wpisem, czy też wiadomością prywatną.
UsuńWiem. Lecz w zasadach nikt nie napisał że cały czas musimy pisać posty. Po za tym kłócimy się o tak błahą sprawę jaką jest pisanie postów informacyjnych. Powiedzmy sobie szczerze: to jest najważniejsza rzecz? Nie. Kiedyś byliśmy ze sobą zgodni. Nikt się nikogo nie czepiał, że pisze posty z FNaF'a, nikt nikomu nie wypominał, że nie pisze postów informacyjnych. Wszyscy żyliśmy jak rodzina. Teraz za każdym razem każdy ma do kogoś jakieś pretensje. Widać jaka teraz jest atmosfera w Europie, a my jeszcze robimy głupie kłótnie, kto ile zrobił... Blog został przecież po to stworzony, by móc się dzielić opinią pisać opowiadania, wyluzować się. Teraz panuje tylko napięta atmosfera moim zdaniem.
UsuńPowiedz mi, w którym momencie cię obraziłam. Ja wyrażałam swoją opinię. Nie wiem dlaczego traktujesz wszystko jako jawną kłótnię. To dla mnie nie jest zrozumiałe.
UsuńNie obraziłaś mnie. Ale to po części wygląda jak kłótnia, mimo iż każdy ma swoje zdanie. Tak samo ja powyżej napisałam swoje.
UsuńNie, nie, nie. To jest typowa dyskusja. Zrozumiesz, kiedy przyjdzie czas na poważne rozmowy oraz wybory.
UsuńPodczas kłótni obie strony próbują wgnieść się w ziemię, podczas sprzeczki lecą niemiłe epitety. Poczas dyskusji normalni ludzie wymieniają się swoimi opiniami, spostrzeżeniami, argumentami, chcąc dowieść, iż ich zdanie jest jak najbardziej słuszne.
Nie da się zaprzeczyć. Ale proszę nie sortujmy już więcej ludzi pod tytułem " Kto więcej zrobił dla WNZ" bo każdy jakoś się przyczynił. I tu wyliczanie zasług jest trochę.. nie za fajne. Bo ktoś może się poczuć urażony.
UsuńWiesz co? Może przeniesiemy się na pw?
UsuńJasne. Chyba pobiłyśmy rekord komentarzy xDDDD
Usuń