- Puk, puk
- Wejść
- A–ZEPSUŁAŚ ŻART KOBIETO!? – Cuttle zaśmiała się pod nosem, całkowicie ignorując oburzenie i wielki napis wkurw na moim czole. Parsknąłem urażony, odwracając się do niej tyłem. Niebieska wydała z siebie ciche westchnięcie, po czym poklepała mnie łapą po plecach. Gdyby była to jakaś inna wadera, pewnie nic bym nie poczuł. Jakby zaczepił mnie basior, owszem skończyłby z łbem wbitym w ziemię.
Natomiast przez siłę tej panny, to ja tak skończyłem. Pobity, zgwałcony, nazwany sedesem, zabity, otruty, rozklejony, porwany, teraz jeszcze doszło pogrzebanie. Chyba muszę przestać się z nią zadawać, to się skończy dla mnie źle. No i dla moich żeber. I karku. Ewentualnie bioder i organów wewnętrznych. Plus brzucha, łap, ogona, uszu, pyska, mózgu. Teraz powinna się wtrącić, aby rzucić staroświeckim tekstem w stylu, ty nie masz mózgu, Rae, więc się zamknij. Wszyscy żyliby długo, oraz szczęśliwie. Koniec bajki, rycerz został uratowany przez swoją księżniczkę.
Wadera podniosła mnie za fraki, następnie otrzepała z resztek trawy. Dlaczego ja w ogóle daję tak pomiatać sobą!? W dodatku kobiecie, kij z tym, że miała wyższą rangę ode mnie, jest silniejsza, wspanialsza, cokolwiek. A może to przez ten jej uroczy uśmieszek, który wkroczył jej przed chwilą na pysk? Może to przez jej czułe spojrzenie, które powoduje u mnie zanik mózgu? Raphael, jesteś idiotą. Zmiękłeś przez nią, stałeś się niczym gąbka. Musisz się zachowywać męsko, w końcu to ty jesteś facetem. Co robią faceci, gdy chcą wyrazić swoje zdanie!? Siedzą cicho. Lub proszą, lecz z kwiatami w łapach, klękając przy zachodzie słońca, w dodatku na klifie. Z Cutt byłoby inaczej. Bukiet ze scyzoryków, tron z kości i ognie piekielne. O tak.
- Nie, raczej nie. Przydałoby ci się opowiadać je komu innemu, jestem na to zbyt inteligentna – oznajmiła, podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
- Tak, i dlatego wyruszam na podbój – wypaliłem. Naprawdę, muszę wreszcie poznać resztę watahy, przecie tyle tutaj wilków, a ja się tylko trzymam z nią.
- Ło, mam się bać, że mnie zdradzisz? – zakpiła sobie.
- I to bardzo, bo zrobię to teraz! – gwałtownym ruchem zerwałem się z siedzenia, przyjmując pozę bohatera – Nawet nie wiesz kiedy i jak! (już mi powiedziałeś kiedy) Zobaczysz, przyniosę ci inne dziecię! (mam to gdzieś) Mówiłaś coś proszę?
- Tak tak, znaczy nieee. Ić rycerzyku i ten, no. Zdobywaj coś tam i tak dalej – mruknęła ze sztucznym uśmiechem – Ja znikam, mam parę spraw do załatwienia. Bywaj, Rae – i zniknęła w krzakach. Odprowadziłem ją wzrokiem, widząc jeszcze przez parę chwil jej granatową kitę.
Także, jak wcześniej wspominałem, udałem się na łów. Tak jakby. Może udany, nieudany, ważne, że jakiś jest. Dokładniej, z terenów polanki na której siedzieliśmy, zawędrowałem w okolice Lasu Samobójców. Mimo wiosny, nie prezentował się najlepiej. Wszystko było tu ciemne, panowała tu śmiertelna i grobowa –punkt dla mnie wszechświecie – cisza, która mnie po prostu najzwyczajniej w świecie niepokoiła. I nagle, ni z pietruchy i gruchy, rozległ się trzask, niczym w tanich horrorach, gdzie to wszyscy krzyczą Jest tam ktoś?! do mordercy w kuchni. Tak, jestem tu, zrobię ci kanapkę z pasztetem. Ach ten mój niski humor, he.
- Jeśli jesteś duchem, to idź stąd, jak jesteś wilkiem, pokaż się, a może cię nie rozwalę o najbliższy głaz. – warknąłem, obserwując uważnie otoczenie. Niestety, nikt mi łaskawie nie odpowiedział. No może oprócz tego jednego, co mi stanął przed nosem. Odskoczyłem jak poparzony, pokazując zęby.
- Kim jesteś, jak z watahy to gadaj! – syknąłem, nie odrywając wzroku od obcego.
< Ktokolwiek, cokolwiek ;-; >
- Wejść
- A–ZEPSUŁAŚ ŻART KOBIETO!? – Cuttle zaśmiała się pod nosem, całkowicie ignorując oburzenie i wielki napis wkurw na moim czole. Parsknąłem urażony, odwracając się do niej tyłem. Niebieska wydała z siebie ciche westchnięcie, po czym poklepała mnie łapą po plecach. Gdyby była to jakaś inna wadera, pewnie nic bym nie poczuł. Jakby zaczepił mnie basior, owszem skończyłby z łbem wbitym w ziemię.
Natomiast przez siłę tej panny, to ja tak skończyłem. Pobity, zgwałcony, nazwany sedesem, zabity, otruty, rozklejony, porwany, teraz jeszcze doszło pogrzebanie. Chyba muszę przestać się z nią zadawać, to się skończy dla mnie źle. No i dla moich żeber. I karku. Ewentualnie bioder i organów wewnętrznych. Plus brzucha, łap, ogona, uszu, pyska, mózgu. Teraz powinna się wtrącić, aby rzucić staroświeckim tekstem w stylu, ty nie masz mózgu, Rae, więc się zamknij. Wszyscy żyliby długo, oraz szczęśliwie. Koniec bajki, rycerz został uratowany przez swoją księżniczkę.
Wadera podniosła mnie za fraki, następnie otrzepała z resztek trawy. Dlaczego ja w ogóle daję tak pomiatać sobą!? W dodatku kobiecie, kij z tym, że miała wyższą rangę ode mnie, jest silniejsza, wspanialsza, cokolwiek. A może to przez ten jej uroczy uśmieszek, który wkroczył jej przed chwilą na pysk? Może to przez jej czułe spojrzenie, które powoduje u mnie zanik mózgu? Raphael, jesteś idiotą. Zmiękłeś przez nią, stałeś się niczym gąbka. Musisz się zachowywać męsko, w końcu to ty jesteś facetem. Co robią faceci, gdy chcą wyrazić swoje zdanie!? Siedzą cicho. Lub proszą, lecz z kwiatami w łapach, klękając przy zachodzie słońca, w dodatku na klifie. Z Cutt byłoby inaczej. Bukiet ze scyzoryków, tron z kości i ognie piekielne. O tak.
- Nie, raczej nie. Przydałoby ci się opowiadać je komu innemu, jestem na to zbyt inteligentna – oznajmiła, podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
- Tak, i dlatego wyruszam na podbój – wypaliłem. Naprawdę, muszę wreszcie poznać resztę watahy, przecie tyle tutaj wilków, a ja się tylko trzymam z nią.
- Ło, mam się bać, że mnie zdradzisz? – zakpiła sobie.
- I to bardzo, bo zrobię to teraz! – gwałtownym ruchem zerwałem się z siedzenia, przyjmując pozę bohatera – Nawet nie wiesz kiedy i jak! (już mi powiedziałeś kiedy) Zobaczysz, przyniosę ci inne dziecię! (mam to gdzieś) Mówiłaś coś proszę?
- Tak tak, znaczy nieee. Ić rycerzyku i ten, no. Zdobywaj coś tam i tak dalej – mruknęła ze sztucznym uśmiechem – Ja znikam, mam parę spraw do załatwienia. Bywaj, Rae – i zniknęła w krzakach. Odprowadziłem ją wzrokiem, widząc jeszcze przez parę chwil jej granatową kitę.
Także, jak wcześniej wspominałem, udałem się na łów. Tak jakby. Może udany, nieudany, ważne, że jakiś jest. Dokładniej, z terenów polanki na której siedzieliśmy, zawędrowałem w okolice Lasu Samobójców. Mimo wiosny, nie prezentował się najlepiej. Wszystko było tu ciemne, panowała tu śmiertelna i grobowa –punkt dla mnie wszechświecie – cisza, która mnie po prostu najzwyczajniej w świecie niepokoiła. I nagle, ni z pietruchy i gruchy, rozległ się trzask, niczym w tanich horrorach, gdzie to wszyscy krzyczą Jest tam ktoś?! do mordercy w kuchni. Tak, jestem tu, zrobię ci kanapkę z pasztetem. Ach ten mój niski humor, he.
- Jeśli jesteś duchem, to idź stąd, jak jesteś wilkiem, pokaż się, a może cię nie rozwalę o najbliższy głaz. – warknąłem, obserwując uważnie otoczenie. Niestety, nikt mi łaskawie nie odpowiedział. No może oprócz tego jednego, co mi stanął przed nosem. Odskoczyłem jak poparzony, pokazując zęby.
- Kim jesteś, jak z watahy to gadaj! – syknąłem, nie odrywając wzroku od obcego.
< Ktokolwiek, cokolwiek ;-; >
Oja, zdrady.
OdpowiedzUsuńZAKLEPUJĘ
OdpowiedzUsuńPowiedziała Uraza, która nawet nie zaczęła odpiski x'DD
Usuń