Ponownie spadł na mnie obowiązek pilnowania kolacji, by przypadkiem nie dostała skrzydeł i odfrunęła gdzieś w siną dal. Co, nawiasem mówiąc, musiałoby całkiem zabawnie wyglądać. Latająca pizza... Zaśmiałam się cicho, na samą myśl o czymś takim. Ale w sumie... Podobno wszystko może się zdarzyć. Daniel zaś szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic i nikogo. Czyżby znowu się zamyślił? Do tego wyglądał na mocno przybitego. Ech... Zabije mnie, jeśli źle to zrozumiałam... Ale w sumie, to i tak nikt by nie płakał pomyślałam. W jednej dłoni nadal dzielnie dzierżąc tekturowe pudełko, objęłam chłopaka za szyję, jednocześnie zmuszając go do zgarbienia się. Na jego zdziwione spojrzenie, odpowiedziałam wyszczerzeniem kiełków.
- Pamiętaj, że nie jesteś z tym sam. Zawsze masz taką małą, która jedzie na tym samym wózku- powiedziałam aż nazbyt entuzjastycznie.- W razie czego to postaram się jakoś pom...
Czarne plamki powoli zaczęły przysłaniać mi obraz, przypominając o tym, o czym oczywiście zapomniałam. Lekarstwa... Cholera jasna, ale żeby teraz?! Ciało nagle zrobiło się strasznie ciężkie, wręcz nakazując mi upaść. Zamrugałam oczami, chcąc odpędzić od siebie nieskazitelną ciemność.
- Moon?- usłyszałam znajomy głos.
- Słabo mi- przynajmniej tyle udało mi się z siebie wydusić.
Potem... Ładnie rzecz ujmując, urwał mi się film.
<Daniel? Dam, dam, daaaam...!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!