Kroczyłam powoli po mchu, który przyjemnie chłodził rozgrzane łapy. Postanowiłam w końcu opuścić jaskinię i skorzystać z tego, że dzisiejszy zmierzch był bezchmurny. Wybrałam się nad klif, z którego widać było większość terenów watahy, a nawet łunę nad miastami. Niebo przybrało kolor intensywnej pomarańczy zmieszanej z bladym różem, rzucając przyjemne, ciepłe światło na okoliczną florę.
- Taka pogoda sprzyja rośnięciu ziół.. - wyrwało mi się mimowolnie. Westchnęłam cicho i spojrzałam w dół zbocza. Ludzie wydali się tacy malutcy! Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam się w trawie, wilgotnej od wieczornej rosy. Kolory nieboskłonu robiły się coraz to chłodniejsze. Pomarańcz i róż zmieniły się w fiolet i bladoniebieski. Powoli wschodziły pierwsze gwiazdozbiory. Koronę Północną poznałam prawie od razu, choćby ze względu na kształt i położenie. Położyłam pyszczek na łapach, bo skurcz powoli łapał mój kark, i przymknęłam oczy rozkoszując się perfekcyjnością dzisiejszej nocy. Prawie zasypiałam, gdy usłyszałam szelest pobliskich krzaków. Biała plamka spoglądała na mnie ciemnym okiem. Naimi zawsze mnie znajdzie.. Królik wyszedł z zarośli i usadowił się obok mojego łebka, wtulając w futro. Spojrzałam spod przymrużonych powiek na swoją towarzyszkę, która zaczęła skubać liście z wianka na moich włosach. Po chwili nerwowo zastrzygła uszami i zaczęła się rozglądać. Ja również usłyszałam (kolejny już) szelest. Tym razem był zbyt głośny jak na leśne stworzonko.
< Dodaję jeszcze raz, bo nie mam co robić ze swoim życiem :') >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!