Taka niezaradna. Muszę jej pomóc, pomyślałem i wbiłem zęby w jej skrzydło i pociągnąłem do jaskini Eli. Smugi krwi pozostawały na śniegu, a wadera była wciąż nieprzytomna, ale oddychała. Westchnąłem. Kiedy Elizabeth zauważyła mnie ciągnącego wilczycę w jej stronę, niemal dostała zawału. Odkaszlnąłem, wyplułem piórka z jej skrzydeł na ziemię i wyjaśniłem medyczce całą sytuację.
-Więc znalazłeś ją leżącą, zakrwawioną i ją tu przytargałeś?-upewniła się Eli, a ja pomachałem głową na znak, że tak właśnie było. Medyczka wyjęła jakąś maść w szklanym pudełeczku, obficie wmasowała ją w ranne skrzydło wadery i poharatane części ciała, potem założyła bandaż i było po sprawie. Wilczyca zaczynała dochodzić do siebie, a ja - ponieważ czułem się odrobinę odpowiedzialny, czekałem obok. Po jakichś 20 minutach wadera się obudziła i tępo rozejrzała się dookoła, otworzyła pysk, by coś powiedzieć, ale po chwili go zamknęła.
<Cristal?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!