13 lut 2016

Od Savey Do Kazana


Poranne słońce wstało jak gdyby nigdy nic rozświetliło jaskinie Eosa. Czyżby pierwszy słoneczny poranek właśnie nastał w naszej watasze ? Wyciągnęłam leniwie łapy do przodu przyglądając się uważnie mojej śpiącej córce. Chyba pogodziła się z tym, że nie ma już przy nas nikogo.. Sama nie wiem.. Ja się z tym pogodziłam poza tym po tak długim czasie, nie pamiętam już jak to było. Wstałam rozprostowując moje kości, rozglądając się przy tym dookoła. Ruszyłam powolnym krokiem ku wyjścia jaskini. Moje oczy zaślepił blask który nie był tutaj obecny od miesięcy. Moje łapy same zaczęły biec jakby wyczuły czego mi potrzeba. Tak.. Stado żubrów bawiło się na polanie niedaleko, to był właśnie mój cel. Wypadłam z lasu na otwartą przestrzeń nie zwracając uwagi na to, że rosłe osobniki posiadały młode. Stanęłam dęba i popatrzyłam na dość liczne stado. Największe przedstawicielki tego oto gatunku stanęły przed wszystkimi i zaczęły na mnie szarżować. Odwróciłam się w stronę doliny, gdyż to była jedyna forma ucieczki. Udało mi się wbiec pod górkę ale zbiegając wpadłam na pewnego basiora. Stoczyliśmy się po podnóża pagórka, dopiero wtedy zorientowałam się kim on jest. Upiorne skrzydła.. No któżby inny.
- Kazan – powiedziałam.
- Savey ? Co ty robisz ?
Popatrzyłam w stronę wierzchołka pagórka, stado żubrów właśnie zaczęło zbiegać w dół. Pociągnęłam Kazana za łapę śmiejąc się głośno. Wtedy przypomniały mi się lata dzieciństwa.
- Uciekajmy ! – krzyknęłam.
< Kazan ? A proszę bardzo >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!