Ostatnimi czasy miałam nieco luźniejsze dni. Wykorzystywałam je na zajmowanie się sobą i Kaltą. Choć mała raczej wolała spędzać czas w całkowitym odosobnieniu. Nie miałam zamiaru jej zmuszać do bycia w czyimś towarzystwie, to głupie. Kahir'em prawie w ogóle nie zaprzątałam sobie myśli. Bo po co? Miał co jeść, gdzie spać, szamani byli na każde wezwanie- normalnie jak w jakimś zamku. Tak więc moje wizyty były po prostu zbędne. Co prawda przez pierwsze dwa, może nawet trzy dni przychodziłam odwiedzić basiora. Potem jakoś przestałam, nawet nie wiem dlaczego. Od tamtego czasu, aż do teraz można powiedzieć, że zobojętniałam na skrzydlatego. Okrutne, ale prawdziwe. Już tyle o nim nie myślałam, częściej zajmowałam się innymi tematami niż tymi o nim.
Słońce powoli (jak to zimą) wstawało. Doczekawszy się momentu jego górowania- wyszłam z jaskini, by choć przez chwilę pospacerować. W ciszy, spokoju, z dala od reszty watahy... Zimą wszyscy albo przesiadywali i grzali tyłki w jaskiniach, albo wychodzili na miasto, ewentualnie zjeżdżali na sankach i lepili bałwany. Jeziora ogółem były teraz mało uczęszczane, więc tam się udałam. Chwila marszu i w oddali zamajaczyła wielka tafla lodu, która jeszcze niedawno była płynna. Do tego znów zaczął prószyć śnieg. Zbiegłam w dół, od razu lądując na lodowej pokrywie. Była gruba- to można stwierdzić na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko od razu zostałam zwalona z nóg. Dosłownie. Ktoś z całym impetem wpadł na mnie. Upadłam zadem na zimnym i od razu przeszył mnie chłód. Zatrzęsłam się lekko i popatrzyłam na winowajcę. Kahir jak gdyby nigdy nic rzucił "Co tam?".
- Widzę, że już ci lepiej.- mruknęłam, wstając- To dobrze, bardzo dobrze.
Byłam w swoistym "szoku powypadkowym". Nawet nie wiedziałam co sama mówiłam, chociaż... Aj, mniejsza o to.
<Kahir? Krótkie to to i sensu pozbawione. Wybacz xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!