-Przepraszam-Jęknąłem i z całej siły kopnąłem szczenię, aby się oddaliło. -Ratuj...Się!-Wołałem do niemal płaczącego szczeniaka-Przepraszam!
-Pobiegnę po pomoc!-Zawołało szczenię i odbiegło.
-Nie!
Nie, nie, nie!-Krzyczałem, ale zielona wadera nic, a nic sobie z tego
nie robiła.-Jestem Poparzeńcem! Przeze mnie zginiecie!
Zrobiłem się blady, przestałem widzieć kolory. Tylko szary, biały i czarny. Krzyczałem. Długo wrzeszczałem, na znak bólu.Zdzierałem sobie gardło. Wkrótce ktoś przybiegł. Biało-Ruda wadera. Miała blond-włosy. Widziałem tylko odrobinę koloru. To chyba ta, która zginęła, ale ożywił ją jakiś basior.
-Pomogę Ci.-Powiedziała i złapała mnie za łapę i nagle, w jej drugiej łapie pojawił się jakiś miecz. Już miała go zbliżyć do mojego pyska, kiedy z całej siły uderzyłem ją w brzuch. Zawarczałem i uderzyłem ją w pysk. Znów upadłem na ziemię, ciężko dysząc. Wadera była niewzruszona.
-To mnie niszczy-Zawyłem.-Odsuń się. Bo...-Jęknąłem krótko-Bo Cię zarażę.
W tym momencie przybiegła Miko. Tylko tego brakowało. Żeby niegdyś martwa wadera i szczenię widziały, jak wariuję.
<Miko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!