Niby zwykły zbieg okoliczności. Zwykły przypadek na nowo zdołał połączyć naszą dwójkę. Wciąż mając na twarzy lekki uśmiech, objąłem Nifenye, przyciągając ją ku sobie. Chciałem, by czuła się bezpieczna, by wiedziała, że już wszystko będzie dobrze. Taka maleńka, drobna... Potrzebowała kogoś silnego, kto zapewniłby jej przyszłość taką, na jaką zasługiwała. Tylko czy ktoś taki jak ja nadawał się do tego? Zmieniłem się. Nie tylko fizycznie, ale też pod względem psychicznym. Nie zostało wiele z tamtego młodziaka- pogodnego, gotowego na każdą przygodę. Tego, w którym jeszcze tlił się płomyk dobroci. Zgasł on już kilka lat temu, wraz ze starym mną. Z tym, którego matka nazywała Hae. Dotknąłem dłonią jej włosów, delikatnie przeczesując je palcami. Może powinienem powiedzieć jej teraz? Kiedy jest taka spokojna?- przyszło mi do głowy. Zwalić na nią wszystkie te trzynaście lat zmagań? Powinienem to zrobić, nie patrząc na czekające gdzieś w kącie konsekwencje? Okazja mogłaby już więcej nie nadejść. Zatajanie to największe z możliwych głupstw, kłamstwo w czystej okazałości. Puściłem na chwilę już nieco przysypiającą dziewczynę tylko po to, by szybkim ruchem ściągnąć koszulkę. Na ramieniu widniał mały, czarny znak. Widoczny przez cały czas, prawie nic nieznaczący. Ogniwo- tak nazywano to w kręgu, w którym mnie wychowano. Ciemnowłosa obdarzyła mnie spojrzeniem wyrażającym czyste zaskoczenie. Od tatuażu zaczęły odchodzić najpierw cienkie, potem coraz grubsze nicie. Zapętlały się, łączyły, powoli pokrywając znaczną część mojego ciała, tworząc wzór jedyny w swoim rodzaju. Zapisana historia, wiele godzin treningów, wszystkie przysięgi, by po nich pozostała czerń.
- Hae- szepnęła- czy ty... Boże...
Zrozumiała.
W odpowiedzi tylko pokręciłem głową.
- Raug- poprawiłem ją, spokojnym tonem.- Teraz tak mam na imię, moja droga. Jak potwór. W gruncie rzeczy właśnie nim się stałem. Demonem. Potworem. Czymś, co nigdy nie miało racji bytu. Pewnie już wiesz, domyślasz się dlaczego jest tak, a nie inaczej. Że tylko ostatnia z przysiąg mogła pozwolić mi na odejście od nich i dlatego brnąłem w to bagno. Zmieniłem się- uciekłem od niej wzrokiem.- Wybacz mi...
Ostatnie z linii zatrzymały się na szyi oraz dłoni prawej ręki, wywołując lekkie mrowienie w tamtych okolicach. W głębi samego siebie przygotowywałem się na odrzucenie, choć bolało to bardziej, niż najgorsza z ran.
[Nifi?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!