5 cze 2016

Od Aeromere - Cd. Rose

Idąc, rozglądałem się uważnie. Nie chciałem, aby coś spadło mi na głowę, bo znając moje szczęście, straciłbym przytomność.
"Kamienna twierdza, ruiny, lochy... Pomocy!" - usłyszałem nagle. Rozejrzałem się zdziwiony, bowiem poznałem głos Rose, a tej nigdzie tu nie było. Doszło do mnie to, że zapewne wysłała mi tę wiadomość telepatycznie. Nie zwracając dalszej uwagi na teren, puściłem się biegiem przed siebie. Jakiś czas później zobaczyłem zdemolowany, kamienny budynek. Nie myśląc długo, jeszcze bardziej przyspieszyłem. Znalazłem się przed zawalonym wejściem. Całą moc skupiłem nad głazami, unosząc je w górę i rzucając gdzieś w bok. Moc powietrza była przydatna, ot co. Wbiegłem do ogromnej izby, bijącej chłodem.
Lochy, lochy.. Pewnie gdzieś pod ziemią..
Rozejrzałem się dokładnie, szukając jakiegokolwiek zejścia. Niestety, nie zobaczyłem niczego godnego mojej uwagi. Westchnąłem cicho i skupiłem się bardziej, wytężając maksymalnie wzrok. Spostrzegłem podejrzanie wyglądającą cegłę. Podszedłem więc do niej i lekko ją pchnąłem. Gdzieś za sobą usłyszałem spadające kamyki. Momentalnie się odwróciłem, a moim oczom ukazało się zejście w dół. Zmieniłem się w człowieka i naelektryzowałem rękę, aby w razie czego móc porazić prądem. Dziwiło mnie, że nikogo tu nie ma. Może czekają i zaatakują w najdogodniejszym momencie? Odepchnąłem tę myśl daleko w tył głowy i rozejrzałem się w poszukiwaniu Rose. Ujrzałem ją w jakiejś celi, posiniaczoną i zakrwawioną. Otworzyłem szerzej oczy. Nie mogłem uwierzyć to, co jej zrobili. Po chwili usłyszałem kroki, zapewne jakiegoś strażnika. Zobaczył mnie. Już chciał wezwać pomoc, gdy zeskoczyłem prawie na niego i poraziłem go prądem. Zerknąłem na dziewczynę skuloną w kącie.
- Rose.. - szepnąłem. - Dasz radę przesunąć się w prawo? Nie chcę cię uderzyć kratami. - dodałem. Ta delikatnie skinęła głową i zmieniła pozycję. Ja za to, przy pomocy wiatru, zerwałem metalowe pręty, które z głośnym łoskotem odbiły się od ziemi. Wbiegłem do lochu i wziąłem ranną na ręce - głowa spoczywała na moim ramieniu, a jej ręka przerzucona była przez moje ramię. Jedną ręką trzymałem jej plecy, a drugą nogi. Była tak słaba, że nie wyobrażałem sobie innego sposobu na przetransportowanie jej z powrotem do watahy. Odwróciłem się do wyjścia z celi i ogarnąłem, że jesteśmy otoczeni. Dziesięciu ludzi stało w półkole z wycelowanymi w nas mieczami.
- Idioci.. - mruknąłem, i ruchem dłoni, która wcześniej trzymała kolana Rose, stworzyłem drobne tornado, które rozsypało mężczyzn po podłożu.

< Roseee? >

3 komentarze:

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!