Odturlałam się, odepchnięta przez Tomakiego. Nieszczęśliwie, spadałam na
łapę, wyginając ją dziwnie. Uniosłam głowę. Tajemnicza bestia,
wyglądająca jak wściekła masa gęstego, ciemnego futra, oberwała kilka
razy wielkim patykiem w głowę i grzbiet. Zwierzę uciekło, rycząc, jakby
mówiło, że jeszcze nas dorwie. Tomaki, już pod postacią wilka, padł
półprzytomny na ziemię. Matko, a jak to coś zwoła swoich kolegów?
Wolałam o tym nie myśleć… Z trudem i bólem podniosłam się i przeszłam
kilka kroków. Stanęłam koło leżącego basiora, zastanawiając się, co
robić. Prawdopodobnie miałam skręconą łapę, a mój znajomy nie wyglądał
na takiego, co z łatwością pójdzie w jakieś bezpieczne miejsce. No
pięknie. W dodatku ta bestia zraniła go i to całkiem porządnie. Łapy, a
także grzbiet i fragment brzucha były zakrwawione. Odwiązałam chustkę i
przyłożyłam do najbardziej krwawiącej rany. Co więcej mogłam zrobić? Po
chwili namysłu usiadłam i uniosłam łeb ku gwiazdom. Ciszę rozdarło moje
wycie, niosące prośbę o pomoc. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że
zdradzam również pozycję potencjalnym wrogom, którzy mogli przebywać w
pobliżu. Pięknie, doprawdy…
Z letargu jakiś czas później wyrwało mnie dzikie, niewilcze warczenie.
Drgnęłam niespokojnie. Co to mogło być? Spojrzałam na Tomakiego, jednak
basior stęknął jedynie, nieprzytomny. Fajnie, cudownie. Jedna lub kilka
niezidentyfikowanych bestii kontra ranny i nieprzytomny basior oraz
wadera ze skręconą łapą. Czy to nie piękne? Przybliżyłam się
nieświadomie do znajomego, kurcząc przy okazji i rozglądając w koło
niespokojnie.
<Tomaki? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!