Jadąc na grzbiecie Surge i rozkoszując się delikatnym powiewem wiatru, jednocześnie zastanawiając się, ile czasu zajęłoby „Strzale” dotarcie do najbliższego nam portu. Już kilka minut wcześniej dowiedziałam się od Amortencji, że dotarcie na wybrzeże do pewnego miasta o jakiejś długiej i skomplikowanej nazwie, której nie będę przytaczać, zajmie nam około pół dnia, może trochę więcej. Gdyby wiatry sprzyjały załodze i nic im nie zawadza, dotarliby do tej miejscowości plus minus godzinę po zachodzie słońca. Chyba że są jakoś bardzo blisko albo strasznie daleko. Uśmiechnęłam się do siebie i wysłałam wiadomość telepatyczną do April. Po niedługim czasie otrzymałam odpowiedź.
***
Pięć i pół godziny później zatrzymałyśmy się na porośniętym wysoką trawą wzgórzu. Kilkadziesiąt metrów niżej, tuż przy morzu, wznosiło się nieduże portowe miasto. Przymknęłam oczy, z radością wciągając do płuc pachnące solą powietrze.
- Czyli do tej Smoczej Opoki trzeba podróżować statkiem?
Amortencja kiwnęła głową. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- W takim razie mogę zaoferować ci darmowy rejs „Srebrną Strzałą”. Powinna zjawić się w nocy, w południe następnego dnia byłaby gotowa do drogi.
- W porządku – odparła dziewczyna. – Co w takim razie będziemy robić?
- Na początek zejdę z konia, potem znajdziemy miejsce na nocleg. Następnie możemy poszukać świeżego mięsa i owoców.
- Zgoda.
Zeskoczyłam ze grzbietu Surge. Klacz natychmiast odbiegła i zniknęła w pobliskim lesie. Ja i Ashlin niosąca Amor na grzbiecie zbiegłyśmy ze wzgórza. Strażnicy bez większych problemów wpuścili nas za bramę. Szybko udało nam się znaleźć porządną gospodę, do której postanowiłyśmy wrócić wieczorem. Następnie udałyśmy się do lasu, gdzie upolowałyśmy dwa zające oraz zebrałyśmy nieco poziomek majowych. Kiedy wróciłyśmy do miasta, było już dawno po zachodzie słońca. Kładłyśmy się spać, kiedy dostałam wiadomość od April: „Jesteśmy w porcie. Zobaczymy się rano”. Zadowolona ułożyłam się wygodnie na dywanie i zasnęłam.
***
Następnego ranka razem z Amortencją poszłyśmy do portu, gdzie na pomoście siedziała moja przyjaciółka. Zobaczywszy nas zamknęła czytaną książkę i powitała nas uśmiechem. To musiało dziwnie wyglądać, rozmowa trzech wilków w jasny dzień w zaludnionym porcie.
- Wieczorem będzie przyjęcie – oznajmiła April. – Ale wpierw trzeba wyszorować pokład, sprawdzić liny, przygotować przekąski i poszyć żagiel. To nasze zadania.
<Amortencjo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!