Szłam przez jakieś pola. W sumie nie powinno mnie tu być. Naprawdę nie
lubię, kiedy ktoś do mnie strzela, tylko dlatego, że jestem wilkiem. No,
ale czego nie robi się dla przygody?
No i kiedy już tak sobie szłam (pragnę dodać, iż wiało jak chol.era, bo
na polu zawsze wieje... szczególnie w zimie... ) nagle usłyszałam czyjś
głos.
- Pomocy! - ktoś wołał.
Na początku pomyślałam, że to może być ludzkie dziecko, które się
zgubiło. Już miałam odejść w drugą stronę, aby się nie zbytnio narażać,
ale usłyszałam wycie. Czyli to jednak wilk.
Powoli podeszłam w kierunku "wyjca". Po przejściu kilku metrów, moim
oczom ukazała się wilcza sylwetka żałośnie zwisająca z drzewa do góry
nogami.
Nie zmieniając mojego ślimaczego tempa podeszłam bliżej.
Sytuacja wyglądała mniej więcej tak, ja, tamten wilk i drzewo. No
właśnie, drzewo... na środku pola. Kto normalny robi pułapki na
zwierzynę na środku pola?
Nieznajomy już nie darł się jak ruskie prześcieradło kupione na bazarze
od cygana, tylko normalnym głosem (czytaj: takim, które nie przekracza
śmiertelnej dawki decybeli) zapytał:
- Pomożesz mi?
"Nie" - cisnęło się samo na usta.
- Tak - odparłam, po czym usiadłam na śniegu i ciszej dodałam: - Tylko jak...
<Roy? Mer Hipermen, przybywa na ratunek!!! XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!