Odetchnęłam głęboko. Myślałam, że ci lekarze zszyli Scarlett tę ranę. A jeśli tak, to…
- Pośpiesz się, idziemy do szamana albo medyka – powiedziałam,
naciskając łapą na klamkę i pchając drzwi. Dziewczyna wyszła z łazienki
za mną, kryjąc krwawiące ramię przed ludźmi. Skoro ich cudowna medycyna
na to nie pomaga, to lepiej niech nas nie zatrzymując, bo Scarlett się
wykrwawi, a tego przecież nie chcemy. Dzięki wyczulonemu wilczemu
węchowi niemal bezbłędnie odnajdywałam drogę w plątaninie uliczek. Po
dziesięciu minutach wybiegłyśmy z miasta i skryłyśmy się w lesie.
Przebiegłyśmy jeszcze sto metrów.
- Przemień się w wilka – powiedziałam, zwalniając nieco. Już po chwili
stała przede mną skrzydlata wadera o pięknej, śnieżnobiałej sierści.
Dobrze, że ma skrzydła. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Scarlett wzbiła
się w powietrze. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłyśmy w dalszą drogę. Po
kilkunastu minutach spotkałyśmy się z Katherine, lekarką. Szybko
wytłumaczyłam jej, w czym problem, a ona zajęła się Scarlett. Opatrzyła
ranę i podała jej specjalną miksturę. Podziękowałyśmy jej za pomoc.
- No, to co teraz robimy? Kiedy cię znalazłam zwiedzałam tereny. Możemy pójść w jakieś ciekawe miejsce.
<Scarlett?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!