... A z krzaków wyskoczyło kurczę. Małe, żółciutkie i puszyste. Cuttle przewróciła oczami na prawo, spoglądając na mnie spode łba. Pisnąłem krótko z ekscytacji. Co się ze mną dzieje, malutkie kurczaki mnie opętują!? Ignorując samicę, podpełzłem do stworzonka. ONO MIAŁO MAŁE RUMIEŃCE! I oczka jak paciorki, ale mniejsza o to. Tyknąłem je pazurem, przez co wydało z siebie cichutki odgłos niezadowolenia, jaki robią kurczaki.
- CUTT, ZAADOPTUJMY JE, TO BĘDZIE NASZE DZIECIĘ! - wykrzyknąłem, biorąc je na wierzch lewej łapy. Potem uformowałem kołyskę i spojrzałem wyzywająco na Betę. Podniosła znacząco brew.
- Rae, przestań.
- WYKARMIĘ JE, JAKOM OJCZYM!
- Proszę.
- A POTEM POŁOŻYMY NAŃ LEŻU, BOWIEM SPAĆ MUSI.
- Raphaelu Pierwszy. Zaprzestań.
- NASTĘPNIE... - przerwałem swój jakże zacny monolog. Od strony zamku rozległy się krzyki strażników. Westchnąłem ciężko, odkładając małego na ziemię. W szybkim tempie złapałem waderę za łapę, bez uprzedzenia biegnąc na przód. Po jakimś czasie znaleźliśmy się na terenach naszej watahy. Tak przynajmniej sądzę, bo wyczuwałem znajome wonie wilków. Cuttle dobiegła chwilę po mnie. Oparłem się o drzewo, sapiąc pod nosem. Cholerni maniacy, wyznawcy, sadomaniacy sedesów. Uch, gdybym mógł, to rozpierd*lił bym ich wszystkich. Cutt podeszła bliżej, obserwując mnie uważnie. Czego ode mnie oczekiwała?
- Co Ci odwaliło, tam pod zamkiem? - rzuciła nagle spokojnym tonem, siadając koło mnie. Sapnąłem ponownie, odwracając łeb.
- Nie wiem, po prostu... Dziwnie się dzisiaj czuję, wiesz? - odpowiedziałem, poprawiając pozycję.
- Do kurwy nędzy, zachowujesz się jakbyś miał kota w spodniach. Teraz naprawdę się o Ciebie niepokoję. - warknęła, jednak z przyjazną nutą w głosie.
< Brakło mi weny, Cutt ;-; >
- CUTT, ZAADOPTUJMY JE, TO BĘDZIE NASZE DZIECIĘ! - wykrzyknąłem, biorąc je na wierzch lewej łapy. Potem uformowałem kołyskę i spojrzałem wyzywająco na Betę. Podniosła znacząco brew.
- Rae, przestań.
- WYKARMIĘ JE, JAKOM OJCZYM!
- Proszę.
- A POTEM POŁOŻYMY NAŃ LEŻU, BOWIEM SPAĆ MUSI.
- Raphaelu Pierwszy. Zaprzestań.
- NASTĘPNIE... - przerwałem swój jakże zacny monolog. Od strony zamku rozległy się krzyki strażników. Westchnąłem ciężko, odkładając małego na ziemię. W szybkim tempie złapałem waderę za łapę, bez uprzedzenia biegnąc na przód. Po jakimś czasie znaleźliśmy się na terenach naszej watahy. Tak przynajmniej sądzę, bo wyczuwałem znajome wonie wilków. Cuttle dobiegła chwilę po mnie. Oparłem się o drzewo, sapiąc pod nosem. Cholerni maniacy, wyznawcy, sadomaniacy sedesów. Uch, gdybym mógł, to rozpierd*lił bym ich wszystkich. Cutt podeszła bliżej, obserwując mnie uważnie. Czego ode mnie oczekiwała?
- Co Ci odwaliło, tam pod zamkiem? - rzuciła nagle spokojnym tonem, siadając koło mnie. Sapnąłem ponownie, odwracając łeb.
- Nie wiem, po prostu... Dziwnie się dzisiaj czuję, wiesz? - odpowiedziałem, poprawiając pozycję.
- Do kurwy nędzy, zachowujesz się jakbyś miał kota w spodniach. Teraz naprawdę się o Ciebie niepokoję. - warknęła, jednak z przyjazną nutą w głosie.
< Brakło mi weny, Cutt ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!