Kiedy zobaczyłam większego od siebie wilka przeżyłam mini zawał serca.
To nie mogło się dobrze skończyć. Do końca życia nie zapomnę tego, jakie
szczęście dziś do mnie zawitało. Nie dość, że wilk był z mojej watahy i
pozwolił mi zostać, to jeszcze w dodatku był szamanem który też szukał
tego czego ja.
Basior rozpalił ognisko, które (sądząc po tym, że było już przygotowane miejsce pod palenisko) musiał wcześniej zgasić.
Siadłam na przeciw niego, przy ognisku. Jaskrawe płomienie skwierczały,
wybijając swój rytm. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie orientowałam się
zupełnie kim on jest i co lubi. Ch.olera, jestem chyba jedynym wilkiem
na świecie, który ma problemy z przyswojeniem sobie takich informacji.
W myślach przeklinałam swoją obojętność na innych. Gdybym chociaż
wiedziała jak on się nazywa. Ale nie zapytam, wyszłabym na "tą złą,
która nie raczy zapamiętać imion hołoty". Wilki chaosu mają przewalone.
Czegokolwiek nie zrobią i tak będą tymi złymi. A może to tylko moje
spekulacje...?
Siedzieliśmy w milczeniu. On nie dawał po sobie nic poznać, a ja
próbowałam rozgryźć to jak powinnam się zachować. Siedzieć cicho, czy
gadać o eliksirach, czy może nie mówić o pracy tylko o
zainteresowaniach. Miałam wrażenie, że go denerwuję. Chociaż nie, to
głupie pozwolił mi zostać.
Ale nie musiałam zbyt długo się zadręczać tym co powinnam, a czego nie, gdyż on pierwszy przemówił:
- Dawno temu opuściłaś watahę?
- Tak... to znaczy nie. Nie, tak... - zaczęłam się plątać w słowach: -
Wyszłam pół dnia temu - przez moją twarz przemkną nerwowy uśmiech.
Orion?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!