Odsunąłem się trochę do Asuny, by jej nie martwić niewielkimi ranami.
-Przewróciłem się-Wymamrotałem.
-Na twarz?-Zakpiła.
-Tak. Bo walnąłem w słup-Dodałem szybko.-A jak tam rany?
-Już dobrze. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i mnie wypisze ze szpitala-Jęknęła, a w tym momencie weszła pielęgniarka.
-Dzień dobry, pani Crawford-Odezwała się Asuna. Kilka minut i razem z Asuną wyszedłem ze szpitala.
-Chcesz coś zjeść?-Zaproponowałem.
-Jadłam sporo w szpitalu-Stwierdziła. Wróciliśmy na tereny WNZ. A dokładniej mówiąc, poszliśmy poza granice Watahy. Trafiliśmy na spory kanion. Zejście na dół nie było problemem, bowiem było tam coś na kształt schodów. Poszedłem w lewą stronę, rozejrzałem się. Dziwne dźwięki. Jakby ktoś uderzał ostrzem miecza o głaz. Kolejny rzut okiem na kanion.Nic nie widziałem. Pusty, duży kanion. Jak wszystkie inne kaniony, które widziałem dotychczas. Wtedy coś mnie przewróciło. Asuna gdzieś mi zniknęła. W sumie nie czułem jej obecności już od oddalenia się od watahy. Będąc na plecach zauważyłem, że nade mną pochyla się długowłosy, nietypowo ubrany koleś. Miał w ręce duży miecz. W jego oczach błyskał obłęd i chęć mordu. Miał zapadnięte policzki i nienaturalnie duże oczy. Zaczął śmiać się przeraźliwie.
-Kirito.-Odezwał się głośno natychmiast przestając się śmiać.
-Kirito- Powtórzył. Skąd zna mój pseudonim? Zaczął ponownie śmiać się przeraźliwie. Po chwili uśmiechnął się obrzydliwie szeroko i uniósł ciężki miecz, a potem go schował. Próbowałem wstać. Cholera. Rzucił na mnie czar paraliżujący. Znów wyciągnął miecz. Z psychicznym śmiechem wbił mi miecz w nogę. Próbowałem krzyknąć z bólu, ale nic z tego. Oczy zaczęły mi łzawić, a ja nic nie mogłem zrobić. Tym razem wbił mi miecz w rękę. Zacisnąłem zęby i poczułem, jak strużki krwi spływają mi po ręce i nodze. W końcu nadszedł punkt kulminacyjny i ten ktoś wbił mi miecz w brzuch. Nie czułem już prawie nic. On z ogłuszającym śmiechem wbijał nóż coraz głębiej i głębiej. Nie było tak źle. Nie czułem prawie nic. Wodospady szkarłatnej krwi zabrudziły mi całą bluzę. Zemdlałem. Po chwili jednak się obudziłem. Koleś leżał martwy. Rana na moim brzuchu nie krwawiła już tak obficie, ale wszystko mnie bolało. Asuna stała obok.
-A...Asuna-Wyjęczałem załamującym się głosem. Asuna szybko dała mi jakieś leki. Rany nagle zniknęły w parę sekund. Nadal bolało, ale było dużo lepiej. Wstałem. Asuna płakała. Miałem nawet jakiś nowy płaszcz.
Co to za lamerskie ciuchy?, pomyślałem. Ah, widziałem je u niektórych pacjentów Eli. Podobno płaszcze tego typu przyspieszają zrastanie się ran, czy jakoś tak. Zbliżyłem się do Asuny. Gdyby nie ona byłbym martwy. Umarłbym jak jakiś cholerny leszcz. Podszedłem jeszcze bliżej do dziewczyny... Hm...Może zamiast opisywać tego, co tam zaszło, dam gifa:
https://45.media.tumblr.com/40e8d551473cab28d04dc5fdfc0a98ec/tumblr_nzwh87bNBh1smnr7zo1_500.gif
<Asuna? Kirito podrywacz XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!