Uciekałam. I po co ja w ogóle oddzielałam się od mojej watahy?! Od brata! To jedyna osoba, która mnie rozumie. Ciekawe czy stał się doroślejszy ode mnie... Chociaż, ja teraz już też nie jestem małym i głupim szczeniakiem. Jest w nas ta sama krew, jaka ja taki on.
Podczas ucieczki przeskakiwałam różne pnie, pokrzywy, rzeczki, grube korzenie drzew. Ale oni byli równie szybcy i zwinni. W końcu skoczyłam gdzieś w dół, chyba to zauważyli i pobiegli właśnie tam gdzie skoczyłam. Jednak po skoku zmieniłam kierunek i ukryłam się za dużym pniem drzewa, za którym nie było mnie widać. Więc chyba tego nie widzieli i ruszyli bez zatrzymania się przed siebie. Ludzie są tacy głupi. Ależ byłabym wtedy szczęśliwa... tyle, że... odwróciłam się a mój nos spotkał się z nosem jakiegoś wilka. Trudno było mi określić czy to wadera czy basior, bo było ciemno. W ciemnościach nawet kwiatki mogą wyglądać jak dzikie zarośla, które chcą Cię zabić. Szybko więc zrobiłam krok w tył. Nieszczęsny los chciał, że potknęłam się i zleciałam tym stokiem, którym szli ludzie. Na szczęście byli już na tyle daleko, że mnie nie usłyszeli. Ale mnie kręgosłup bolał! Dosyć stroma ścieżka. Zrobiłam z siebie pośmiewisko... Wilk podbiegł do mnie.
- Przepraszam, nie chciałem/łam Cię wystraszyć. - Zaczął.
- Ta... nic się nie stało. - Nie patrzyłam na niego/nią, gdyż zrobiłam się czerwona.
<Jakiś ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!