Przykucnąłem na samym krańcu dachu jakiegoś wysokiego budynku. Widok miasta pogrążonego w mroku był piękny. Lecz co w nim takiego było? To mogły zrozumieć jedynie demony i ich pochodne. Dzięki brakowi prądu, wyraźnie było widać piękno zimowego nieba. Maleńki księżyc królował w towarzystwie tysięcy, a nawet milionów gwiazd. Rozłożyłem skrzydła, które swym kolorem zlały się z wszechogarniającym mrokiem. Wiał lekki wiaterek. Ciepły. Roztopy zaczęły się w tamtym tygodniu, zapowiada się przedwczesna wiosna. Machnąłem raz, dwa... Za trzecim razem wstałem i zeskoczyłem z dziesięciopiętrowego budynku, wprost w czeluść. Będąc jakiś metr od ziemi, ponownie poruszyłem skrzydłami, unikając bolesnego upadku. Usłyszałem syk jakiegoś zwierzęcia, pewnie kota oraz... Ktoś cofnął się do tyłu. Kule wirujące wokół mnie zaświeciły ciemnym światłem, ukazując niewyraźny kontur jakiejś postaci. Stanąłem na ziemi, przemieniając się z Upadłego Anioła w najzwyklejszego człowieka (kij z tym, że dotkniętego całkowitym albinizmem).
- Najmocniej przepraszam.- powiedziałem szybko- Nie chciałem panienki przestraszyć.
I w tymże momencie powrócił prąd. Uliczna latarnia rozbłysnęła, pozwalając przyjrzeć mi się istotce. Urokliwa, pomyślałem.
<Nifenye? Takie to to lewe wyszło .-.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!