Z naprawdę ogromnym ociąganiem wstałam z kanapy i ruszyłam do drzwi. Ciekawiło mnie to, kto o tej porze mógł zechcieć złożyć mi wizytę. To na stówę nie byli moi znajomi, bo ich nie posiadałam. Młoda też nie wróciłaby o tej porze, pewnie teraz zabawiała się z jakimś chłoptasiem na imprezie. Głupia, ale przynajmniej swoją połowę czynszu płaciła i robiła za dobrego Samarytanina wobec mnie. Przyłożyłam oko do judasza, ale zobaczyłam tylko ciemność. Oczywiście, znów żarówka się przepaliła. Pięknie. Przekręciłam kluczyk w zamku i otworzyłam drzwi. Stanęłam twarzą w... tors jakiegoś faceta. Patrzył na mnie z góry, jak na robaka jakiegoś. Uśmiechnął się szeroko, ukazując pożółkłe zęby.
- Biała... kobieta...- wysapał, jeszcze bardziej się szczerząc- Biała... jak... śnieg... Idealna.
- O co ci, kurwa, koleś chodzi?- zapytałam obojętnie, zaplatając ręce na piersi- Burdel jest na drugim końcu ulicy.
Nie wyglądał na pijanego. Ale też nie na takiego, co to miał zdrowe zmysły i psychikę. W ułamku sekundy swoim wielkim łapskiem śmiał dotknąć mnie i przyszpilić do ściany. Zaskoczył mnie tym, a zezłościł postępowaniem- bowiem drugą łapę położył tam, gdzie łapa obcego być nie powinna.
- Puszczaj mnie, zboczeńcu!- wrzasnęłam na cały głos
<Daanieeel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!