Syknęłam cicho, przez co kobieta zostawiła szafę w spokoju.
- Co się stało?
- Opatrunek przykleił mi się do rany. - odrzekłam cicho, luzując węzeł bandaża na plecach.
- Musimy zejść do gabinetu zielarza. Jutro twój ślub, a nikt nie chce, aby na twoją buzię wkradł się grymas bólu. - odparła i wyprowadziła mnie z pokoju. Przynajmniej Jeff będzie miał czas na to, aby się stąd ulotnić..
Zeszłyśmy po schodach na parter budynku. Następnie ruszyłyśmy szerokim korytarzem, oświetlanym przez świece i księżyc. Minęłyśmy wiele drzwi, prowadzących zapewne do pokoi służby. W końcu jednak dotarłyśmy do dwuskrzydłowych, mahoniowych wrót, ozdobionych gdzieniegdzie złotymi runami. Kobieta cicho zapukała i pchnęła ów wrota. Na krześle siedział chłopak, niewiele starszy ode mnie. Zaraz.. Przecież ten sam prowadził mnie dziś do ołtarza!
< Jeff? Lel xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!