Ulewny dzień zapowiadał się niezbyt przyjaźnie - Kałuże deszczówki powstawały co dwa kroki. Lujło deszczem, jebło piorunem... Chmury układały się w symetrycznych, ogromnych plamach. Nagle, za sobą usłyszałam uderzenie pioruna. Ogromny słup światła z napięciem jakichś 30 milionów Woltów uderzył w drzewo tuż za mną. Stary dąb przewrócił się tuż obok mnie. Gdybym nie uskoczyła w bok, pewnie kilkanaście ton drewna zmiażdżyłoby moje kości. Wygrzebałam się z kałuży błota. Lekka mgła układała się w finezyjne wzory wokół mnie. Nie widziałam prawie nic, poza zarysami drzew, krzewów i wilka. Chwila...Wilka? Zawarczałam układając ciało w pozycji obronnej. Wilk nawet się nie zawahał i stanął przede mną. Początkowo warczał, ale kiedy stanął przede mną przestał. Wyprostowałam się i zapytałam głośno:
-Kim jesteś?
-Jestem Dios, szukam Watahy Niebieskiej Zorzy.-Odparł. Basior był dużo wyższy ode mnie.
-To trafiłeś w dziesiątkę. Dołączysz?
-Tak, jasne. Zaprowadzisz mnie do Alfy?-Zapytał z lekką nadzieją.
-Stoi przed tobą.-Odparłam-Bla, bla, witamy w WNZ i takie tam.
-Jak masz na imię?
-Uraza-Powiedziałam szybko. Czekając na złośliwy komentarz dotyczący imienia usiadłam. Nie doczekałam się go jednak.-Jakiej jesteś rasy?
-Wilk pokusy i wojny-Odparł.
-Wilk Pokusy...Powinnam się bać?
<Dios?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!