Zimno... Czemu nocą musi być tak zimno?! W dzień gorąco, po zmroku lodowato jak w lodówce. Pogoda jak na pustyni. Szedłem wąską dróżką, a drogę oświetlał mi jedynie księżyc i jego nikły blask. Niewielkie kamienie cicho chrzęściły mi pod łapami, jednak nie na tyle głośno, żeby spłoszyć zwierzynę. Łania powinna gdzieś tu być, a przynajmniej tak podpowiadał mi węch. Co prawda nie był on niezawodny, ale najczęściej działał poprawnie. Jest- pomyślałem- dorodna, młoda sarna. Skuliłem się nieznacznie, spiąłem wszystkie mięśnie i powoli zacząłem kroczyć w stronę ofiary (a także przyszłego, obfitego posiłku). Dwadzieścia metrów... dziesięć... pięć... i... Cholera! Coś sporego uderzyło we mnie, a raczej odbiło się ode mnie jak piłka od muru. Odwróciłem się i błyskawicznie przyszpiliłem do ziemi... waderę. Yh! Nieważne, czy to samica! Spłoszyła moją zdobycz!
- Przepraszam!- pisnęła
- Kim jesteś?- warknąłem
- Mam na imię Ava.- powiedziała trochę pewniej
- Świetnie. Będę wiedział co napisać na nagrobku.
- Ale żeby od razu mnie zabijać?!
- Przez ciebie uciekła sarna.- odparłem już obojętnie- A to oznacza, że musisz mi to jakoś wynagrodzić. Tylko jak? No śmiało, proponuj, a uwolnię cię... Bo na razie to możesz patrzeć na mnie z... oryginalnej perspektywy.
Co prawda mogła po prostu wytropić spłoszona sarnę i upolować ją dla mnie, jednak wolałem poznać również propozycje owej Avy.
<Ava? Wena kaput. A z Zera taki dżentelmen, że nawet się nie przedstawił.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!