- A, taka tam sobie. - powiedziała i wróciła do śpiewania. Fajny ma
głos. Szliśmy sobie spacerkiem, podążając do jaskini wadery. Która była
niewiadomo gdzie, przynajmniej dla mnie. Amber sobie szła, a ja obok
niej. I tyle tak właściwie to tyle.
Dookoła łąki, powysychane kwiatki, żółta trawka. Romantycznie hmmm.
Szkoda że słońce już prawie zaszło. Nawet nie zauważyłem kiedy. To już
56 piękny widok jaki przegapiłem. Oby to był ostatni raz. Za mało
wspaniałych rzeczy jest na świecie, żeby ot tak je przegapiać. Chyba
będę koniem przez chwilę.
- Lubisz konie? - zapytałem tą moją koleżankę.
- Lubię, a co?
- Bo mam ochotę być koniem, i tak się zastanawiam czy nie będzie ci to przeszkadzało.
- Nie sądzę, o ile nie będziesz majtał mnie ogonem - powiedziała. No
dobrze. Myślę, że raczej nie powinienem nikogo majtać, ale to rzecz
niewiadoma.
Chwila oszołomienia i zamiast łap mam kopyta. Ihahaha. Jako koń nie
wyglądam jakoś szczególnie uroczo, czy tam ładnie. Jestem maści siwej
jabłkowitej. Mam bujną grzywę. Ktoś kiedyś, widząc moją fryzurę, uznał,
że musiałem najeść się jakichś tabletek na porost włosów, bo to nie jest
normalne.
Powoli przyśpieszam. Nagle zdaję sobie sprawę, że galopuję, a Amber mnie goni i coś krzyczy.
<Amber?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!