- Tak w ogóle to jestem Savey.
- Shadow – odpowiedział krótko, wycieńczonym głosem.
Gdy już znaleźliśmy się obok dobrze znanej mi wadery, puściłam basiora przodem, zostając z medyczką na boku.
- Nowy? – zapytała.
- Nie inaczej, pomożesz nam?
- Bardzo bym chciała Sav ale w tej chwili nie mam jak, muszę biec do rannego na polanie… Ale… Wszystko masz u mnie!
- Przepraszam bardzo czy ja mam mu rany zszyć? – jęknęłam.
- A co w tym trudnego? Dasz sobie radę! – krzyknęła na odchodne.
Tak na pewno dam sobie rade, prędzej mu krzywdę zrobię drżącymi łapami, niż mu pozszywam wszystko jak należy, nie jestem medykiem! Boje się operacji a Rosiaczka mi każe właśnie miała przeprowadzić! Podeszłam powolnym krokiem do Shadowa, ciągnąc za sobą cały koszyk opatrunków.
- Od kiedy robisz za medyka? – prychnął.
- Od dzisiaj jak widać – westchnęłam, starając się nie upuścić gazika z łapy.
Przejechałam mu delikatnie opatrunkiem po ranie na pyszczku, przyglądając mu się uważnie. Był dość rozpoznawalny, przez kontrast kolorów na futrze. Zmoczyłam gazę spirytusem, by już po chwili powrócić do oczyszczania rany na pysku. Ten zasyczał cicho, gdy alkohol dotknął rany, na co sama odskoczyłam do tyłu:
- Przepraszam, nie chciałam – szepnęłam, ten tylko podsunął pyszczek.
Odsunęłam gazę i posmarowałam ranę maścią, starając się robić to najbardziej udolnie jak umiem. Sama nie wiem czy to go bolało, bo wyglądał na bardzo wytrzymałego wilka. Zauważyłam jednak, że siedział z lekka zasmucony.
- Uśmiechnij się, nie ma powodu do smutku – uśmiechnęłam się do niego ciepło, rozpoczynając opatrywanie zadrapania na łapie.
<Shadow?>
Gdy już znaleźliśmy się obok dobrze znanej mi wadery, puściłam basiora przodem, zostając z medyczką na boku.
- Nowy? – zapytała.
- Nie inaczej, pomożesz nam?
- Bardzo bym chciała Sav ale w tej chwili nie mam jak, muszę biec do rannego na polanie… Ale… Wszystko masz u mnie!
- Przepraszam bardzo czy ja mam mu rany zszyć? – jęknęłam.
- A co w tym trudnego? Dasz sobie radę! – krzyknęła na odchodne.
Tak na pewno dam sobie rade, prędzej mu krzywdę zrobię drżącymi łapami, niż mu pozszywam wszystko jak należy, nie jestem medykiem! Boje się operacji a Rosiaczka mi każe właśnie miała przeprowadzić! Podeszłam powolnym krokiem do Shadowa, ciągnąc za sobą cały koszyk opatrunków.
- Od kiedy robisz za medyka? – prychnął.
- Od dzisiaj jak widać – westchnęłam, starając się nie upuścić gazika z łapy.
Przejechałam mu delikatnie opatrunkiem po ranie na pyszczku, przyglądając mu się uważnie. Był dość rozpoznawalny, przez kontrast kolorów na futrze. Zmoczyłam gazę spirytusem, by już po chwili powrócić do oczyszczania rany na pysku. Ten zasyczał cicho, gdy alkohol dotknął rany, na co sama odskoczyłam do tyłu:
- Przepraszam, nie chciałam – szepnęłam, ten tylko podsunął pyszczek.
Odsunęłam gazę i posmarowałam ranę maścią, starając się robić to najbardziej udolnie jak umiem. Sama nie wiem czy to go bolało, bo wyglądał na bardzo wytrzymałego wilka. Zauważyłam jednak, że siedział z lekka zasmucony.
- Uśmiechnij się, nie ma powodu do smutku – uśmiechnęłam się do niego ciepło, rozpoczynając opatrywanie zadrapania na łapie.
<Shadow?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!