9 maj 2016

Od Savey - Cd. Shadow'a

Zerknęłam na basiora, zmieniając od razu swój wyraz twarzy na bardziej przyjazny, niż na samym początku. Tak, może byłam za bardzo agresywna, lecz taki jest mój obowiązek. Skierowałam naszą dwójkę powolnym krokiem w stronę jaskini Rose. W ostatniej chwili udało mi się podtrzymać basiora, przed upadkiem na ziemię, podpierając go jednym bokiem. W tamtym momencie zorientowałam się, że jest on ode mnie o wiele większy. Mogłam wtedy też bardziej przyjrzeć się jego ranom. Musiał dużo przejść przez ostatni czas, gdyż spływało po nim wiele krwi. Westchnęłam cicho. Gdy ten już ustał na ziemię, uśmiechnęłam się do niego delikatnie:
- Tak w ogóle to jestem Savey.
- Shadow – odpowiedział krótko, wycieńczonym głosem.
Gdy już znaleźliśmy się obok dobrze znanej mi wadery, puściłam basiora przodem, zostając z medyczką na boku.
- Nowy? – zapytała.
- Nie inaczej, pomożesz nam?
- Bardzo bym chciała Sav ale w tej chwili nie mam jak, muszę biec do rannego na polanie… Ale… Wszystko masz u mnie!
- Przepraszam bardzo czy ja mam mu rany zszyć? – jęknęłam.
- A co w tym trudnego? Dasz sobie radę! – krzyknęła na odchodne.
Tak na pewno dam sobie rade, prędzej mu krzywdę zrobię drżącymi łapami, niż mu pozszywam wszystko jak należy, nie jestem medykiem! Boje się operacji a Rosiaczka mi każe właśnie miała przeprowadzić! Podeszłam powolnym krokiem do Shadowa, ciągnąc za sobą cały koszyk opatrunków.
- Od kiedy robisz za medyka? – prychnął.
- Od dzisiaj jak widać – westchnęłam, starając się nie upuścić gazika z łapy.
Przejechałam mu delikatnie opatrunkiem po ranie na pyszczku, przyglądając mu się uważnie. Był dość rozpoznawalny, przez kontrast kolorów na futrze. Zmoczyłam gazę spirytusem, by już po chwili powrócić do oczyszczania rany na pysku. Ten zasyczał cicho, gdy alkohol dotknął rany, na co sama odskoczyłam do tyłu:
- Przepraszam, nie chciałam – szepnęłam, ten tylko podsunął pyszczek.
Odsunęłam gazę i posmarowałam ranę maścią, starając się robić to najbardziej udolnie jak umiem. Sama nie wiem czy to go bolało, bo wyglądał na bardzo wytrzymałego wilka. Zauważyłam jednak, że siedział z lekka zasmucony.
- Uśmiechnij się, nie ma powodu do smutku – uśmiechnęłam się do niego ciepło, rozpoczynając opatrywanie zadrapania na łapie.
<Shadow?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!