3 maj 2016

Od Bandery - Cd. Amor

Amortencja, gdy tylko skończyła opowieść zaczętą moim pytaniem „I czemu zwą ciebie Katherine?”, położyła się do łóżka i szybko zasnęła. Choć wcale o to nie pytałam, przemieniona w dziewczynę wadera opowiedziała mi swoją historię i muszę przyznać, że miło się było coś więcej o niej dowiedzieć. Mimo wszystko te dziwne przygody wydawały mi się miejscami nierealistyczne… Podeszłam do drzwi wychodzących na obszerny balkon. Widziałam stamtąd doskonale panoramę skąpanego w mroku miasta: oświetlone latarniami urocze alejki, zaprzęgnięte w konie powozy wiozące pary zakochanych, dosiadających rumaków strażników. Westchnęłam cicho. To miejsce tak odbiegało od współczesnego świata, miast pełnych samochodów, spalin i sklepów z elektroniką. Zupełnie jakbym podróżowała z załogą w czasie. Ciekawe, co teraz u April… Jakie kraje obecnie zwiedza i jak daleko przeniosła się wstecz. Spojrzałam w górę, na skrawek widocznego przez oszklone drzwi nieba. A gdyby tak wyjść na zewnątrz, pooddychać świeżym powietrzem? Komnata Amortencji, czy też księżniczka Katherine, była obszerna, ale mimo to nie czułam się tu dobrze. Nie lubię zamknięć, ograniczeń wolności. Z radością więc stwierdziłam, że wydostanie się na balkon nie będzie trudnym zadaniem. Raz dwa otworzyłam drzwi i znalazłam się nie pod dachem, a pod rozgwieżdżonym niebem. Wciągnęłam z rozkoszą do płuc chłodne powietrze. Wiatr delikatnie przeczesywał moje futro. Przymknęłam oczy, czując się tu sto razy lepiej niż w nieco dusznej komnacie. Brakowało jedynie kołysania i zapachu soli w powietrzu – tylko to różniło tamto miejsce od pokładu statku. No dobrze, jeszcze kilka mniej istotnych szczegółów.
Po pewnym czasie usłyszałam szelest materiału i cichy odgłos kroków. Podeszła do mnie Amortencja i usiadła obok na przyniesionej poduszce. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, jednak dość szybko przerwałam ciszę.
- Wiesz, jeśli chcesz, może posłuchać mojej historii.
- Bardzo chętnie – odparła dziewczyna, odrywając wzrok od panoramy miasta.
- Nie jest chyba tak długa i ciekawa jak twoja, ale… No, mniejsza z tym. Zacznijmy od tego, że moja mama była szanowaną Betą w pewnej watasze. Pewnie i ja bym tak skończyła, gdyby nie pewien basior, który pozbywając się poprzednika, przejął funkcję Alfy. W związku z pewnym incydentem poprzysiągł mojej mamie zemstę. Dlatego też, gdy się urodziłam, podrzuciła mnie na próg pewnego schroniska. Tam zaopiekowano się mną, aż dorosłam do adopcji. Szybko znalazł się pewien kapitan z córką, którzy postanowili wziąć mnie na swój statek. Jak się potem okazało, cała załoga potrafiła rozmawiać ze zwierzętami. Do tego potrafili przenosić się w czasie, a ich okręt zmieniał się w zależności od okresu, do jakiego się udawali. Razem z nimi spotkałam nawet wikingów i flotę Zygmunta II Augusta. Tak minęły nam trzy lata z hakiem, podczas których nauczyłam się wielu rzeczy: wiązania węzłów, odczytywania pozycji z gwiazd, przewidywania pogody, gry na skrzypcach i wielu marynarskich piosenek. W tym czasie również na córkę kapitana rzucono urok i najczęściej występuje pod postacią wilka. Pewnego dnia ona i jej ojciec stwierdzili, że przyda mi się kontakt z innymi wilkami. Zgodziłam się, by wysadzili mnie na lądzie. W ten oto sposób trafiłam do WNZ. Nadal komunikujemy się telepatycznie i może kiedyś, w przyszłości, jeśli oczywiście chcesz, zabiorę cię na statek. Co ty na to?
<Amortencjo?>

1 komentarz:

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!