-No mam już-wskazałem na pięć doniczek w bazylią. Resztę miałem w drugiej ręce. Podszedłem do kasy.
-To będzie 450 jenów-powiedziała lekko wystraszona ekspedientka-karta, gotówka?
-Karty nie mam, gotóweczka-powiedziałem, wyjąłem pięćset jenów z kieszeni. Sprzedawczyni wydała resztę, po czym lekko odsunęła się na krześle. Wyszedłem ze sklepu, a Ren powoli szedł za mną.
-Fajny płomyczek-zaśmiałem się.
-Dzięki-burknął, tłumiąc uśmiech.
-Uśmiechnąłeś się!-Zdziwiłem się.
-Zdawało Ci się.
-Nieeeee! Widziałem!-Upierałem się.
-Twoja głupota tak mnie rozwala, że trudno się nie uśmiechnąć-rzucił, znowu próbując stłumić uśmiech.
Po wyjściu ze sklepu rzuciła się na nas chmara wilków z dwoma ogonami i rogami. Warczały, a zielona ślina skapywała im z pysków na chodnik, robiąc w nim małe dziury. Ren wyjął mały sztylet z nogawki spodni i krzyknął do mnie:
-Masz jakąś broń?
-Nope. Moją ostatnio zgubiłem.
<Ren?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!