Jeszcze raz przejechałam wzrokiem po najbliższym otoczeniu. Ta wszechobecna cisza powoli stawała się drażniąca. Zupełnie tak, jakby wszystko wokół... W promieniu najbliższych kilometrów umarło. Ot tak. Po prostu padło martwe. Nawet wiatr ucichł. A wiał od zimy, aż do dzisiejszego poranka. Westchnęłam ciężko. Ale d u c h o t a! I jeszcze miałam szukać nowej-starej członkini bo coś tam, coś tam. Zaaklimatyzowanie, poznanie ze zmianami, czy o czymś w tym stylu Uraza mówiła. Równie dobrze mogłabym to olać, pójść sobie nad jezioro do reszty watahy. Tylko wtedy byłoby trucie o braku szacunku co do obowiązków. I tak źle, i tak niedobrze... Kurcze, czy ta dziewczyna ciągle się przemieszczała?! Nigdzie jej nie było. Niemożliwe, serio. Teleportacja, illuminati, czy jak? Może... Moje przemyślenia zostały przerwane przez szum skrzydeł przecinających powietrze. Obok mnie przycupnął mocno zdyszany ptaszek rasy małej i kolorowej. Chyba też był ledwo żyw... Przynajmniej takie odniosłam wrażenie w pierwszych sekundach, bo potem łapki się pod nim ugięły i... Chyba mu się umarło. Kurwa. Dotknęłam palcem jego okrągłego brzuszka. Nic.
- Ej, mały- mruknęłam- nie rób sobie jaj.
Nic. Zero odzewu. Nawet się nie poruszył. Cóż... Pozostało tylko jedno wyjście z tej sytuacji. I nie mówiłam tu o sztucznym oddychaniu, czy też metodzie usta-usta. Przecież ptaszyna miała dziób. Wzięłam go na ręce, sama wstając z kamienia. Gdzie by tu go pochować...
- Moon?
Odwróciłam się w stronę, z której dobiegł kobiecy głos. Nifenye... Ta popatrzyła na mnie dziwnie, jak na chorą psychicznie. To pewnie przez pierzastego, aktualnie sztywnego koleżkę...
- Jak już wróciłaś do watahy, to mamy bojowe zadanie...- tu spojrzałam na maleńkiego.- Trzeba urządzić mu godny pogrzeb...
<Nifenye? Pogrzeb ptaszka? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!