7 lis 2015

Od Miu - Cd. Jeff'a

Przeszliśmy przez las bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Nic nas nie zaatakowało i było zaskakująco spokojnie. W końcu prawie spadłabym z klifu, bez reszty pochłonięta rozmowie na temat wszelkich słodkości. Jeff zdążył złapać mnie za kaptur, prawie przy tym dusząc.
-Podziękowałabym, ale byś mnie udusił, więc to przemilczmy. - powiedziałam cicho. Jeff uśmiechnął się pod nosem.
-Nie ma za co.
Odwróciłam się przodem do chłopaka, zostawiając za sobą klif.
-Co robisz?
-No chyba będziemy wracać. Jakimś cudem zawędrowaliśmy na ko.. - zaczęłam, jednak przerwałam. Zza ciemnoszarych chmur wyszedł mały promień słońca. Odwróciłam się w stronę, na którą padał. Mgła powoli się rozrzedzała. Naszą uwagę przykuł drobny błysk, daleko od klifu, na którym staliśmy. I to był nasz błąd. Przed oczami mignęły mi dziwne sceny.
Wielkie drzewo z jaśniejącymi światłami na jego ogromnych liściach. Od reszty wyróżniało się również dużą dziurą w pniu. Emanowała ona błękitnym światłem. Spokój, lekki wiatr i słodki zapach kwiatów frezji. Zaraz! Moment! Wiatr. Nagle pojawił się wiatr. Bardzo silny. Zrywał liście z innych, mniejszych drzew. I burzowe chmury. Grzmoty i pioruny. Deszcz. Wszystko to działo się niespodziewanie i nader agresywnie. Błyski aż oślepiały. Ciemność. Jaskinia. W niej potwór, który przypominał Yeti. Na jego kolanach spało stworzenie, które wyglądało jak śnieżnobiały lisek ze smoczymi skrzydłami i czarnymi oczami. Emanowało ono światłem w kolorze prawie białego fioletu, oświetlając tym samym niezwykłą jaskinię. Jego wspomnienia. Jesienne liście przykrywały drzewa, z których zwieszały się dojrzałe owoce. Jednak, zanim się tam dostał, musiał wybudować most przez rwącą rzekę. Pomógł mu w tym stwór, przypominający Yeti. Podniósł go na wysokość swoich oczu i podrzucił do góry. Białe zwierzątko jeszcze bardziej zajaśniało. Potwór złapał stworzonko i przeszedł z nim przez most, zrywając rudawe owoce. Ponownie zmiana sceny. Oślepiające, niebieskie światło nad wzgórzami. Ori, nadal jaśniejący blaskiem, przypatrywał się mu z zafascynowaniem. Jednakże dumanie przerwał mu Yeti. Pochwycił go szybko w puszyste łapy i natychmiast pobiegł z nim do jaskini. Zdziwiony lisek przypatrywał się stworowi. Ten ciężko dyszał. I, jak za pierwszym razem, zaczęły się grzmoty i deszcz. Ori wtulił się w ciepłe futro ciemnego towarzysza i zasnął. Kolejna zmiana. Brak owoców, ich jedynego pożywienia. Ori śpi na swoim legowisku, widocznie wychudzony. Yeti znajduje ostatni, rudy owoc. Spogląda na niego ciekawie. Już zamierza go zjeść, gdy zauważa śpiące, jasne zwierzątko. Uśmiecha się smutno i kładzie jedzenie tuż pod nosem Ori'ego. Chwilę później osuwa się po nierównej ścianie jaskini. Umiera przez niedożywienie. 
 Historia była dojmująco smutna. W tle grała muzyka, która nadawała wizjom jeszcze większej żałości. Gwałtownie otworzyłam oczy. Leżałam obok Jeff'a na chłodnej ziemi. Obudziliśmy się jednocześnie. Nadal byłam zszokowana tym, co dopiero zobaczyłam. Spojrzałam na chłopaka, który był po mojej lewej.
-Też to widziałeś? - szepnęłam, starając się ukryć łzy.

<Jeff?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!