Po stracie Newta nie mogłam dojść do siebie. Nadal miałam w głowie jego głos, odgłos strzału... Nie chciałam już żyć. Nie miałam, po prostu nie miałam dla kogo. Mój dalszy żywot był obojętny... Miałam zamiar skoczyć z klifu.
Gdy to już zrobiłam, w lovie zaczęłsm płakać. Nie z bólu o ocieranie się o ostre kamienie, czy gałęzie. Z rozpaczy. Zamknęłam oczy i przygotowałam się na śmierć...
Nagle poczułam, że wylądowałam na czymś miękkim. Wstałam i otrzepałam się z piachu.
Na co upadłam? Na ogon jakiegoś basiora.
- Nic Ci nie jest? - zapytał.
- Mnie nic, lepiej powiedz co z Tobą.
- No... Złamałaś mi ogon... - mruknął.
- Wybacz. Wiesz, chciałam się zab... - w tym momencie zatkałam sobie łapami pysk w obawie, że powiem za dużo.
- Co?
- Nic. Trzeba Cię zaprowadzić do medy... Zaraz, zaraz... No tak, Tenebris odeszła... No cóź, wychodzi na to, że sama muszę Ci zrobić opatrunek... - westchnęłam.
<Kahir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!