Biegłem korytarzem. Nagle rozległ się dziwny, niski głos. TEN głos, którego nigdy nie zapomnę. Janson, pomyślałem.
-Uratujemy Cię, Newt. Nie tak miałeś zginąć. DRESZCZ jest dobry.-Przemówił.
-Janson, jestem, purwa, Poparzeńcem, tępa dzido. Wolę ZGINĄĆ, niż znów szukać lekarstwa!-Wykrzyknąłem.
-Obawiam się, że nie masz wyboru, Newtonie.-Odezwał się.
Po wypowiedzeniu ostatniego wyrazu zrobiło się dziwnie jasno. Znów byłem na ziemi. Coś ciepłego leżało mi na klatce piersiowej, nie mogłem się ruszyć. "DRESZCZ jest dobry" Te słowa brzmiały mi w głowie jak choroba. Usłyszałem płacz, a następnie upadnięcie czegoś sporego na ziemię. Coś spływało mi ze skroni. Otworzyłem oczy. Zan leżała na mojej klatce piersiowej. Płakała. Minho leżał na ziemi, próbując ukryć łzy.
-Newt...Nie wierzę, że Ciebie też straciłem-Szeptał. Nagle spojrzał na mnie i widząc, że mam otwarte oczy wrzasnął:
-NEWT!-Odepchnął Zan i przytulił mnie. Nie było to dla niego typowe. Zan też mnie przytuliła, ale ja powiedziałem:
-Może lepiej do mnie się nie zbliżaj...
-A Minho to może?
-On jest odporniakiem. Poparzeńcy ich szczerze nienawidzą. Ale ja go chyba lubię-Zaśmiałem się.
<Zan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!