Zmieniłam się w człowieka i spojrzałam na Andromedę.
-Wchodzimy? - zapytałam, przeczesując ręką fioletowe włosy.
-Nie. - odparła. Uśmiechnęłam się do niej złośliwie.
-Okej, to ty tu sobie zostań, i poczekaj na Slendermana, a ja wejdę.
Menda zatrzęsła się ze strachu i ruszyła za mną. Jak zwykle dopięłam swego. Przeszłyśmy przez bramę, która zamknęła się za nami z głośnym skrzypnięciem. Przywołałam do siebie czarny miecz. Tak na wszelki wypadek. Rozejrzałam się. Poza przerażającymi cieniami drzew nie widziałam nic niepokojącego. Idąc dalej kamienną dróżką, napotkałam ciemną ciecz, jednak błyszczącą od rzucanego na nią blasku.
-Mam nadzieję, że to nie jest to, co myślę. - burknęłam i przeskoczyłam przez miniaturową kałużę. Andromeda mi przytaknęła.
-Miu.. - zaczęła, patrząc się w oddalone miejsce.
-Hmm?
-Spójrz. - odparła i wskazała na maleńki budynek ustawiony między nagrobkami.
-Katakumby. - stwierdziłam. - Nic strasznego.
-Wcale.
Odpowiedziałam jej szczerym uśmiechem i weszłam na schody.
-A to co..
-Przypomina kościół. - zauważyła jasna wadera. - Taki trochę mroczny, ale kościół.
-Racja. - odpowiedziałam i uważnie obejrzałam masywne, metalowe wrota.
-Nie mów mi.. - zaczęła.
-Nie powiem. - mruknęłam i mocno je pchnęłam. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem i trzaskiem. - Idziemy?
<Andromeda?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!