Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Dante, zrozum. Nigdy nie ośmielę nazwać cię potworem. - powiedziałam cicho, wbijając wzrok w podłogę. Mężczyzna nie odpowiedział. Spodziewałam się tego. Wstałam z kanapy, mijając kominek, w którym wesoło trzaskał ogień i stanęłam przy parapecie. To okno wychodziło wprost na polanę zakończoną, zapewne, urwiskiem. Widziałam stamtąd łunę zrujnowanego miasta, która komponowała się z gwiazdami, które właśnie wschodziły. Po chwili do pokoju wpadł srebrny blask księżyca, który wyszedł zza chmury. Przymknęłam oczy, odwracając się. Uśmiechnęłam się, wspominając chwilę zderzenia się z Dantem w parku. Ciekawe co by się stało, gdyby do tego spotkania nie doszło.. Pewnie nadal tkwiłabym w jaskini, czując się samotna i zapomniana. Jednak przez ostatnie wydarzenia moje uczucia diametralnie się zmieniły. W końcu zdecydowałam się otworzyć oczy, rzucając rozmyślania gdzieś do zakątka mojej głowy. Pierwszym, co zobaczyłam, był Dante w snopie jasnego światła, z głową opartą na dłoniach. Wyglądał jak bóg Tyr - wojny, sprawiedliwości i prawa.
< Dante? Zacne porównanie :') >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!