- Luna, nic Ci nie jest!? - wydyszałem, ubrudzony szkarłatną mazią. Podbiegłem do niej, próbując ją obudzić. Potwór był niemiłosiernie wielki, lecz demon się przebudził. Od dawna nie czuł smaku krwi, więc musiał zadziałać. Kaszlnęła głośno, otwierając powoli lewe oko. Z nerwowym uśmiechem pomogłem jej wstać. Luna nie mogła ustać na nogach, więc podparłem ją bokiem.
- Co się stało...? - wymruczała. Westchnąłem cicho.
- Potwór, Luno. On się stał. - mruknąłem, a samica machnęła kilka razy łbem na boki. Z przekleństwem na pysku, o mój Broże ona tak potrafi, odepchnęła mnie.
- Poradzę sobie sama. - dodała. - Ale, dziękuję.
< Luna? >
- Co się stało...? - wymruczała. Westchnąłem cicho.
- Potwór, Luno. On się stał. - mruknąłem, a samica machnęła kilka razy łbem na boki. Z przekleństwem na pysku, o mój Broże ona tak potrafi, odepchnęła mnie.
- Poradzę sobie sama. - dodała. - Ale, dziękuję.
< Luna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!