Poczułam, jak moja twarz nabiera różowego koloru. Zachowanie Dantego mnie zaskoczyło, jednak w tym dobrym sensie. Nadal mnie nie puszczał, co wykorzystałam. Objęłam jego plecy uważając, aby nie zrobić krzywdy ptakom i wtuliłam się w jego tors, szczelnie okryty kurtką. Ku mojej uldze nie wyśmiał mnie, ani nie odepchnął.
- Dante.. - powiedziałam cicho, przerywając magiczną chwilę milczenia.
- Hmm? - wymruczał.
- Wracajmy już. Smok zapewne gdzieś już odmaszerował.
- Masz rację. - odpowiedział, puszczając mnie. Gdy na mnie spojrzał, poczułam, że moja twarz robi się jeszcze bardziej różowa. Uśmiechnęłam się jednak ciepło do mężczyzny i, równo z nim, podążyłam ku wyjściu. Mocno się zdziwiliśmy, gdyż podczas naszego pobytu w jaskini na gwieździste niebo wstąpiły ciemne chmury. Dookoła było ciemno i łatwo o zrobienie sobie krzywdy. Po omacku wyszukałam dłoń Dantego. W drugiej zaś pojawiła się kula jasnożółtego światła, które delikatnie emanowało ciepłem i czyniło dróżkę dobrze widoczną.
< Dante? Takie bez ładu i składu.. ;p >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!