Woda zniknęła, dziwne. Powędrowałem za Urazą. Spojrzałem na nią. Właśnie
Uraza wyprowadzała z pożaru szczenięta. Pomogłem jej, jednego wziąłem
na grzbiet i zaczeliśmy szukać bezpiecznego miejsca, a drogę
zagradzającą płomień ugasiłem wodą.
Dotarliśmy na główny dziedziniec watahy i zostawiliśmy szczeniaki w bezpiecznym miejscu.
-nikogo tam już nie ma?- spytałem
-nie, ale trzeba ugasić ten pożar, bo inaczej wszystko spłonie, zwierzyna zginie
-ruszamy- pobiegliśmy w ogień
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!