- Cholera!- warknęłam, wpadając na jakiegoś przechodnia- Uważaj jak łazisz.
Rudowłosy dzieciak rzucił tekstem "piepsona emoska", pokazał mi język i pobiegł dalej. Niby przypadkiem, w ostatnim momencie podstawiłam mu nogę i zarył w śniegu jak jakiś dzik, pewnie wybijając sobie przy tym resztę mleczaków. Głupie bachory, zero szacunku dla starszych. I pomyśleć, że kiedyś chciałam mieć własne, adoptować. Oj, to byłby największy z błędów. Zegar na kościelnej wieży zaczął bić, zwiastując upłynięcie kolejnej godziny. Która to... Matko, trzeba się spieszyć.
~~*~~
Pojawiłam się, a raczej wpadłam jak burza, jako jedna z ostatnich osób. Zebrali się dosłownie wszyscy, jak nigdy wcześniej, by poznać "new panicza". Nieco chwiejnym krokiem, spowodowanym przysłowiową zadyszką, podeszłam do ścianki i oparłam się o nią. Wiwaty ogłosiły przybycie "Frankenstein'a". Zerknęłam w jego kierunku. Huh... Pierwszy raz dane mi było widzieć tyle szwów na raz. Chłopak nawet w ludzkiej postaci był w iście opłakanym stanie. Aż wykrzywiłam twarz w grymasie ala "nie wolno jeść cytryny". Gdy wrzawa ucichła, a goście sięgnęli po kolejne literatki oraz piwa- ja skorzystałam z okazji i podeszłam do blondyna. Akurat był sam, tym lepiej dla mnie. Popukałam go w ramię, odwrócił się do mnie. Jechał stęchlizną, ale też dawnym Newtonem.- Witaj wśród żywych, Newt.- wyszeptałam z nikłym uśmiechem
Podałam mu niewielką, ozdobną torebeczkę z prezentem.
<Neewt? Moon taka miła, rude dziecko takie wredne :') xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!