-Przecież żyję.. - sapnęłam i otworzyłam jedno oko. Dzięki Bogu, była noc, więc nie oślepłam. Zauważyłam, że miałam rozległą ranę na brzuchu i udzie, jednak bardziej martwiłam się o Amor. - Poza tym, jeśli bym zginęła, nie miałabym ci tego za złe.
Wsparłam się na dłoniach, uważniej oglądając obrażenia, które zadał mi wróg Amortencji.
-A co z tobą? Wszystko gra? - zapytałam, nie widząc powierzchownych ran na ciele wadery.
-Uh, chyba wszystko okej. Tylko bardzo mnie boli głowa i jest mi niedobrze.
-A kręci ci się we łbie?
-Trochę..
-Pewnie masz lekki wstrząs mózgu. Trzeba pójść z tobą do lekarza, czy coś.. - odparłam i spróbowałam wstać. Poczułam, że bladnę, a mój brzuch i udo przeszył pulsujący ból. Przygryzłam wargę do krwi, starając się nie krzyknąć. - Idziemy? - siliłam się na neutralny ton.
-Jasne.
<Amor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!