Nie wiedziałem za bardzo co się dzieje. Wpierw zdziwił mnie sam widok
stworzenia, następnie jego szybka reakcja i atak na Amorę. Nie mogłem
pozwolić by ją zabił! Wyszczerzyłem swoje ogromne białe kły, po czym
donośnie zawyłem. Najeżyłem sierść na karku i bez chwili wahania
rzuciłem się na tego, całego Spring Trapa. Był zdezorientowany, gdy
naskoczyłem na niego z tyłu.
-Nie wiesz, z kim zadarłeś!-powiedziałem z nutą grozy w głosie.
-Mam się bać, Ciebie?-powiedział ochrypłym głosem.
Urwałem mu rękę, lecz zamiast krwi i kości, zobaczyłem przewody.
Animatronik wkurzył się nie na żarty, najpierw ryknął okropnie, aż
położyłem uszy po sobie. Następnie puścił ledwo żywą waderę i rzucił się
na mnie. Chwycił mnie za gardło swoją zimną, żelazną łapą, następnie
rzucił mną o skałę. Nie mogłem się podnieść, czułem ból w kościach, z
mojego pyska strużką zaczęła lecieć krew. Amora podbiegła do mnie,
podniosła łapą mój pysk i przerażona krzyknęła:
-Spring Trap! Ty... Jeszcze się...! Policzmy...!
Samica ledwo dyszała ze strachu, popatrzyłem jej głęboko w oczy.
-Kto... Był...?-nie mogłem normalnie układać zdań.
-Mój wróg...-odparła wściekle wadera.
Pokiwałem łbem, wiedziałem, że wróci. I musimy się z tym liczyć. Amora nie tracąc czasu powiedziała do swej towarzyszki:
-Chica, leć po kogoś, ja zostanę tu z Diosem, błagam Cię, szybko!
Odważna Chica, wypięła pierś po czym pędem zniknęła za drzewem.
Wadera intensywnie patrzyła się na mnie, ciągle coś do mnie mówiła.
Czułem się już lepiej, ale nadal nie przestawałem krwawić. Godzinę
później, byłem na skraju wyczerpania. Już miałem zamknąć oczy, gdy
zauważyłem Chicę szarpiąca za futro jakiegoś obcego basiora. Ten kiedy
mnie zobaczył, szybko podbiegł. Ja nie miałem już sił, zamknąłem oczy.
~~~Po obudzeniu się~~~
Znajdowałem się w nieznanym dla mnie miejscu, powoli podniosłem łeb i
rozejrzałem się wokół. Naprzeciw mnie siedziała Amora w całej swej
okazałości, wraz z nią bohaterska Chica.
-Gdzie...?-zapytałem, ale wadera nie dała mi dokończyć.
-Jesteś w mojej jaskini, już dobrze, nie przejmuj się, wyliżesz się jakoś.
Pokiwałem łbem ze zrozumieniem, po czym bezsilnie położyłem łeb na łapach.
-Teraz będziesz się tłumaczyć...-powiedziałem, już trochę silniej.
Samica spojrzała na mnie i ledwo powstrzymała się od śmiechu. Jej towarzyszka także zachichotała, Amora zapytała:
-Ale z czego?
-Kto...To...Ten...S...Spring... Trap...!-wydusiłem.
Amora spuściła wzrok, z jej pyska znikł uśmiech.
(Amortencja? c:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!