-Zależy-odparłem ze śmiechem.
Samica lekko pokręciła łbem po czym odpowiedziała:
-Wiesz, u Nas wilki Pokusy są lekko...
-Zboczone?-dokończyłem pewnie.
Pokiwała łbem, nagle tuż za mną strzelił piorun. Wzdrygnąłem się, i cicho odparłem:
-To nie jest najlepsze miejsce na Naszą rozmowę, lepiej znajdźmy schronienie.
Wadera nic nie mówiąc ruszyła za mną, powoli zagłębialiśmy się w
las. Na chwilę przystanąłem, wsłuchując się. Coś do złudzenia
przypominało tupot, kilka kropel deszczu spadło na moje futro.
Wzdrygnąłem się.
-Coś nie tak?-zapytała Uraza.
-Nie, nic szczególnego.-odpowiedziałem bardzo powoli.
Ruszyliśmy dalej, w oddali zobaczyłem jamę, mogliśmy się tam skryć.
Podbiegłem ostatni kawałek, już miałem wejść do jaskini, gdy nagle się
poślizgnąłem na błocie i pyskiem wylądowałem w kałuży. Cały mokry i
oblepiony błotem, oraz troszkę czerwony, wstałem i otrzepałem się. Uraza
okładała się ze śmiechu, posłałem jej psychopatyczny uśmiech i wziąłem
garstkę błota. Po czym rzuciłem jej mułem na pysk. Samica wstrząsnęła
się z oburzenia, a ja zacząłem się śmiać jak nigdy dotąd. Uraza wściekła
oddała mi tym samym tylko, że wycelowała prosto w mój otwarty pysk.
Zachłysnąłem się błotem, zacząłem kaszleć, aż w końcu je wyplułem.
-Kłaczek...-wydusiłem.
Młoda Alfa zachichotała, po czym odrzekła już poważniejszym tonem:
-No cóż, może lepiej wejdźmy do tej jamy.
Przytaknąłem. Puściłem ją przodem, a sam wszedłem za nią. Jama była mała, więc nie mieściliśmy się.
-Weź tą łapę z mojego pyska!-warknęła Uraza
-Ej! Możesz wziąć ten ogon, z przed mojego nosa?!- to innym razem warczałem ja
Po kilku godzinach w końcu udało nam się ułożyć. Zapytałem lekko onieśmielony:
-Jak się tu znalazłaś? Jesteś adoptowana czy...
-Nie, nie jestem adoptowana.-odparła szybko- Urodziłam się tu, nie ma tu nic do opowiadania.
Pokiwałem łbem ze zrozumieniem.
-A Ty? Jak się tu znalazłeś?-zapytała bez żadnych oznak nieśmiałości.
-Ja? A więc...-zacząłem swoją opowieść.
W połowie mojej historii, Uraza usnęła ze zmęczenia. W sumie, mi też
kleiły się oczy, powieki stawały się takie ciężkie. W końcu zasnąłem.
~~~Rankiem~~~
Zbudziła mnie Uraza, słońce jeszcze nie wzeszło. Ptaki nadal
milczały, tylko z leśnej gęstwiny było słychać leśne zwierzęta i
potwory.
-Po co obudziłaś mnie tak wcześnie?-ziewnąłem
-Chcę Ci coś pokazać.-odparła bez owijania w bawełnę.
Pobiegłem za waderą, była bardzo szybka ledwo co za nią nadążałem.
Kilka minut później znaleźliśmy się przy klifie, w dole spokojnie
płynęła rzeka. Od razu uderzyły wspomnienia, zacząłem dygotać. Samica
popatrzyła na mnie i zapytała:
-Co jest? Wyglądasz na przerażonego!
-Klif...-szepnąłem
Uraza odpowiedziała:
-Nie bój się, nie spadniesz. A po za tym, chciałam Ci pokazać to!
Mówiąc te słowa złapała mój łeb i przekręciła w dół klifu. Na
wyrastającej ze ściany klifu, gałęzi, wisiał medalion. Wyglądał dość
tajemniczo i niezwykle. Jego kryształ był koloru kolbatowego, a reszta
srebrna.
-Ty chcesz go, wyciągnąć?-zapytałem.
(Urazo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!