Załamana powolnym krokiem zmierzałam do Lasu Sharar. Nawet mojej towarzyszce udzielił się mój humor. Siedziała milcząco na moim karku ciągle wpatrując się w jeden punkt. Drżała. Wiedziałam, że to nie z powodu zimna, a śmierci mojej siostry.
-Noctua, przestań się tak trząść. Wyglądasz, jakbyś dostała choroby parkinsona.. - mruknęłam do sowy. Ta cicho huknęła i zajęła miejsce na jednej z wyższych gałęzi drzew. Nie wiedziałam, co mam ze sobą począć. Jedyną postacią, z którą zamieniłam tę parę słów była Uraza, lecz nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Będąc już w głębi lasu znalazłam urwisko, z którego miałam doskonały widok. Spuściłam łeb w dół, widząc miejsce, w którym błyskało się dużo żółto-pomarańczowych świateł. Na moją łapę spadło parę pojedynczych łez i skoczyłam. Byłam już blisko ziemi, gdy postanowiłam rozłożyć skrzydła i gładko wylądować na rozmokłym gruncie. Widok gwiazd na nocnym niebie zaczął mi się rozmywać. Powolnym gestem starłam łzy z oczu i poszłam w głąb terenów watahy. Nawet nie wiem, kiedy wyszłam z lasu, ani kiedy Noctua zasiadła na moim karku. Pogrążona w myślach prawie potknęłam się o patyk. Coś mi tu nie pasowało... Cisza. Było tu makabrycznie cicho. Jedynymi dźwiękami, jakie wdzierały się do moich uszu były bardzo odległe rozmowy. Nie rozumiałam, czemu panowała tu taka cisza.. Miu chciała być zapamiętana jako zwykła wadera. Z pewnością nie chciała, aby w watasze było tak smutno z powodu jej śmierci. Uśmiechnęłam się przez łzy, przypominając sobie zszokowaną mordkę siostry, gdy mnie zobaczyła. I radość w jej oczach gdy uświadomiła sobie, że mały, pluszowy lisek był dla niej. Ponownie zatracona w myślach nie zauważyłam wadery siedzącej na kamieniu. Niechcący ją uderzyłam.
-Przepraszam.. - wyszeptałam.
<Amor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!