Szum deszczu powoli ukołysał mnie do snu. Nie czułam się już tak
niezręcznie w obecności samca, więc mogłam się oddać w objęcia
Morfeusza. Miałam nadzieję, że gdy się obudzę, to deszcz minie. I tak
się stało. Obudziły mnie promienie słońca padające na mój pyszczek.
Powoli wstałam, by głowa znów mnie nie rozbolała i wyjrzałam zza
jaskini. Trawa była nadal wilgotna, a na niebie zostały tylko
pojedyncze, białe obłoki. Zerknęłam za siebie. Samiec spał w najlepsze, a
ja nie chciałam go budzić. Wyszłam więc z groty i rozejrzałam się.
Byłam pośrodku jakiegoś lasu. Wszędzie były drzewa z długimi, zielonymi
liśćmi. Rozpostarłam skrzydła i delikatnie nimi zamachnęłam. Krew z
powrotem zaczęła do nich dopływać. Przypomniałam sobie cały wczorajszy
dzień i obietnicę Jeff'a. Nauczyłam się jednak, by nie brać wszystkiego
na poważnie. Po chwili usłyszałam, że ciapaty samiec przewraca się z
boku na bok w jaskini. Czyli, że już nie śpi?
< Jeff? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!