Skrzywiłam się lekko, słysząc chrzęst łamanych, jelenich kości. Nienawidziłam tego dźwięku. Darowałam sobie dalsze jedzenie i bezceremonialnie wstałam, rzucając tylko krótkie "Dziękuję."
- Asirio? - dobiegło mnie pytanie - Gdzie idziesz?
- Nie wiem. Nie lubię siedzieć w miejscu - odparłam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę przeciwną do tej, z której przyszłyśmy. Samica nic nie odpowiedziała, więc uznałam, że to dla mnie zielone światło. Rozpostarłam szkarłatne skrzydła i wzbiłam się w powietrze.
Dzień był rześki. Burza znacząco go ochłodziła. Byłam zadowolona z tego faktu - nie przepadałam za wysokimi temperaturami. Dla frajdy zmieniłam się w człowieka. Czułam, jak z zawrotną prędkością spadam. Będąc już parę metrów nad ziemią, ponownie przybrałam futrzastą postać. Z uśmiechem na pyszczku wylądowałam, wzbijając w górę tuman kurzu i piasku, zza którego (o dziwo) wynurzyła się znana mi wadera.
< Amortencjo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!