Dzień zapowiadał się całkiem dobrze: ptaki śpiewały, nadal witając wiosnę, która - w końcu - raczyła Nas odwiedzić. Ciepły, delikatny wiatr z południa oznaczał, że humor mi - jak na razie - dopisuje. Drzewa lekko szumiały, co jeszcze bardziej podkreślało wiosenną atmosferę. Idąc ścieżką, zaburczało mi w brzuchu.
- Kurde, jestem głodna, całą noc nie jadłam! - powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam wypatrywać czegoś, co by mi smakowało, ale w pobliżu pożywienia brak. Musiałam zagłębić się dalej. Nie za bardzo orientowałam się w tych terenach, a nie chciałam nikomu zawracać głowy mą osobą. Co zrobić? Ech, sama muszę poszukać tych terenów do polowań, czy coś.
~*~
Po około godzinie bezsensownego chodzenia po watasze w poszukiwaniu terenów, poddałam się. Jednak mój brzuch teraz jeszcze bardziej domagał się jedzenia. Z brzuchem się nie dyskutuje, tak więc ociężale ruszyłam w dalszą wędrówkę poszukiwania jedzenia. Po chwili do moich nozdrzy wbił się ostry zapach zwierzęcia. Rozejrzałam się, a moje oczy dostrzegły dorodnego dzika. Bez zastanowienia pobiegłam za nim, ale zobaczyłam także jakiegoś wilka wyłaniającego się zza krzaków. Biegł w stronę dzikiego zwierzęcia, które sobie już tak naprawdę przywłaszczyłam.
- Zostaw go! - wrzasnęłam zdenerwowana, kiedy wilk (bądź wilczyca) był już o krok od dzika. - Jestem cholernie głodna i nie oddam Ci tego dzika! Zostaw! - wydzierałam się. Tamten nie posłuchał, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Nagle, z ciepłego, delikatnego wietrzyku południowego, stał się zimny i agresywny wiatr północny. Był tak silny, że wilk nie wytrzymał i nie miał sił iść pod prąd. Jednak - nie poddał się. Biegł, pomimo braku sił.
Pobiegłam do dzika i ugryzłam go w szyję. Zwierzę wierzgało się przeokropnie i kopało... Powietrze. Gdy w końcu udało mi się go dopaść i padł martwy na ziemię, od razu zabrałam się do jedzenia. Wiatr momentalnie się uspokoił, a wilk, który próbował odebrać mi przyjemność jedzenia, powoli podchodził w moją stronę. Warczałam, ostrzegając go tym samym, by się nie zbliżał.
<Ktoś?>
- Zostaw go! - wrzasnęłam zdenerwowana, kiedy wilk (bądź wilczyca) był już o krok od dzika. - Jestem cholernie głodna i nie oddam Ci tego dzika! Zostaw! - wydzierałam się. Tamten nie posłuchał, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Nagle, z ciepłego, delikatnego wietrzyku południowego, stał się zimny i agresywny wiatr północny. Był tak silny, że wilk nie wytrzymał i nie miał sił iść pod prąd. Jednak - nie poddał się. Biegł, pomimo braku sił.
Pobiegłam do dzika i ugryzłam go w szyję. Zwierzę wierzgało się przeokropnie i kopało... Powietrze. Gdy w końcu udało mi się go dopaść i padł martwy na ziemię, od razu zabrałam się do jedzenia. Wiatr momentalnie się uspokoił, a wilk, który próbował odebrać mi przyjemność jedzenia, powoli podchodził w moją stronę. Warczałam, ostrzegając go tym samym, by się nie zbliżał.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!