29 kwi 2016

Od Ren'a - Cd. Venus

Spojrzałem na waderę. Wyraźnie była przerażona. Nie trudno było się domyślić, co stanowiło powód, tego uczucia. Gonił ją jakiś stwór. Hm... to dziwne. Takiego jeszcze nigdy nie widziałem. Mimo to, chyba ciekawie będzie sobie popatrzeć, na ich walkę. Ciekawe po ilu sekundach zostanie rozszarpana na strzępy. Sądząc po ranie na jej brzuchu, nie czekałbym na to widowisko więcej niż pięć sekund. Wadera widząc, że stwór nie odpuszcza, posłała mi błagalne spojrzenie. Ja mam jej pomóc? Ja? Z drugiej strony... Była zupełnie bezbronna, nie miała z nim najmniejszych szans. Tylko czy to moja sprawa? Byłem rozdarty. Nigdy nikomu nie pomagam, ale w jej oczach było tyle przerażenia, tyle nadzieji... Cóż, no a poza tym, zabicie go, może być niezłym osiągnięciem. Na mój pysk wpełznął szyderczy uśmiech. Ruchem łapy, dałem waderze znak, by odsunęła się. Ta natychmiast wykonała polecenie, chowając się za pobliskie drzewo. Stanąłem oko w oko z potworem. Stworzyłem kilka płomieni, które trafiły prosto w pysk stwora. Zawył głośno, ale nadal stał na nogach, szykując się do ataku. Wystrzelił na mnie fioletową kulę plazmy. Ja jednak zwinnie ominąłem jego atak. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, skoczyłem na niego i szybko wbiłem mu zęby w szyję. Zwierzę padło martwe. Deszcz zmieszał się z jego krwią, przez co po ziemi spływał wąski, krwawy strumień. Spojrzałem w stronę wadery, która obecnie zwijała się z bólu, który sprawiała jej głęboka rana na brzuchu. Po chwili jednak zemdlała. Chciałem ją tak zostawić, ale coś mi nie pozwoliło. W końcu, zostawienie jej tutaj, w Lesie Samobójców, w takim stanie, to byłaby jej pewna śmierć. Podszedłem do niej i niechętnie przerzuciłem ją sobie przez grzbiet. Wróciłem do swojej jaskini. Waderę, której imienia nadal nie znałem, ułożyłem na posłaniu. Opatrzyłem jej rany, a nawet przekazałem dość sporo mojej energii życiowej. Poczułem się nieco zmęczony, przez utratę tej energii, ale za to jej rana była już prawie w połowie wyleczona. Od kiedy jesteś taki dobroduszny Ren? Zazwyczaj nawet znajomym nie pomagasz, a tu co? Zupełnie obca ci wadera, a ty jej pomagasz, ratujesz jej życie i jeszcze zabierasz do SWOJEJ jaskini. No tak. Nigdy taki nie byłem, to bardzo dziwne, ale coś mówiło mi, że muszę jej pomóc. Po jakimś czasie wadera zaczęła się przebudzać. Obudziły ją zapewne potwornie głośne grzmoty. Tak, na dworze teraz szalało istne piekło. Lał ulewny deszcz, wiatr można było porównać do huraganu, grzmoty dudniły niemalże bez przerwy, a błyskawice co chwila przecinały niebo. Nieznajoma rozejrzała się nieprzytomnie po jaskini. Na mój widok zaniemówiła.
- Spokojnie - mruknąłem. - Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Raczej.
Wadera podniosła się do pozycji siedzącej.
- Em... Ja... No... Bardzo dziękuję za ratunek... Jestem Venus - powiedziała niepewnie.
- Ren - odparłem krótko.
Venus spojrzała z przerażeniem na szalejącą za oknem burzę. Przełknęła ślinę.
- To... ja będę szła... - wyszeptała.
Widać było po niej, że bała się burzy.
- Nie po to cię uratowałem, żebyś ty teraz zginęła przez swoją głupotę - warknąłem. - Zostajesz tu do końca burzy. Mnie się nie bój, jeśli nie będę miał wyraźnego powodu, to cię nie zabiję - dodałem, starając się na taki ton, by nie przerazić wadery jeszcze bardziej.
<Venus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!