- Myślisz, że niby uda Ci się uratować Cuttle? Phf, nie licz na to, księciu z bajki. - burknął do mnie domniemany Rodrick. Prowadził mnie przez jakiś cholernie długi korytarz, wszędzie były rozwidlenia. Z czasem kostka, która była ułożona w ścianach zmieniła barwę na ciemniejszą, jakby fioletową, a z daleka było czuć zapach lawy. Gdzieniegdzie stały klatki z demonami, przy których stały dziwaczne studnie. Można było usłyszeć rozpaczliwe krzyki, które się z nich wydobywały. Niektóre odcinki korytarza, zamiast kostką, były zbudowane z krat takiego samego koloru. Rozpościerał się wtedy okropny widok. Potoki z lawą, pomioty, torturujące męczenników, budowle, zastosowania nieznanego, rzeki dusz. Na samą myśl o tym, że kiedyś tutaj wyląduję, zrobiło mi się niedobrze.
Posłałem nieudolnemu wilkowi srogie spojrzenie, na co natychmiast się uciszył. Parsknąłem głośno, po czym na pysk wkroczył mi szyderczy uśmiech, mówiący tylko o jednym.
- Mnie naprawdę zwisa, czy jesteś martwy, czy nie. Przez wieki specjalizowałem się tylko w jednym – zlikwidowanie wszystkiego, co psuje mi nerwy. Rozumiesz? Nie wiem również, gdzie mnie prowadzisz, ale wiedz jedno. Jeśli zaraz tam nie wrócimy, możesz pożałować. W końcu, wszyscy czują tutaj ból, nieprawdaż? - pokazałem obydwa rzędy kłów, na co Rodrick się wzdrygnął. Wiedziałem, że jest tchórzem, nikim innym. Basior zmierzył mnie wzrokiem, następnie uniósł nerwowo kąciki ust.
- Powinniśmy za chwilę być na miejscu. W końcu, w chwili zemsty muszę wyglądać bajecznie, tak? - rzucił, poprawiając swoje futro. I on jest niby mężczyzną? Kłóciłbym się.
Kolejne minuty szliśmy w ciszy. Rod bał się cokolwiek powiedzieć, byleby nie dostał za to po łbie. Widać respekt, jaki sobie uzbierałem, teraz się przyda. Mijaliśmy po kilkadziesiąt drzwi, bram. Nawet zgubiliśmy się parę razy. Oczywiście, on się tłumaczył, jakby to nie była jego wina. Kiedy coś mówił, odpowiadałem burknięciem. Chciałem jak najszybciej wrócić po Cuttle, żeby wynieść się z tego całego bagna. Wystarczy, że przebywałem tutaj pół życia, dokładki odmówię, naprawdę. W końcu dotarliśmy do końca korytarza, ponieważ był zawalony w połowie. Stając na końcu, można było zobaczyć piekielny krajobraz. Wszyscy u dołu wili się w pośpiechu, aby zadać jak najwięcej bólu swoim podopiecznym. Patrząc w górę, można było zobaczyć tylko krwawą mgłę oraz wystające kolce. Jakby był tam jakikolwiek sufit.
- Co teraz, per Panie Zemsta? - zakpiłem sobie, kierując wzrok na wielki kocioł, umieszczony pod nami. Rodrick zamilkł, spoglądając na mnie z poważną miną.
- Wiesz jak długo czekałem na Cuttle? W ogóle jej nie znając, zakochałem się w niej, kapujesz? Już miałem ją na wyciągnięcie łapy, moglibyśmy być razem, być szczęśliwi! Ale ona jednak nie podzielała moich poglądów. Zabiła mnie, jak marnego PSA! - widać, był przepełniony determinacją. W dodatku, podchodził do mnie wolno, sprawiając, że zaraz stracę grunt pod nogami. Zbliżałem się do końca "pomostu" czy jak to inaczej nazwać. Raz po raz obserwowałem tyły, żebym czasami nie spadł.
- Byłem tutaj, w piekle. Dzięki moim, zdolnościom, mogłem zobaczyć, co się dzieje na górze. Myślałem, że będzie opłakiwać moją stratę, ale nieee! Ona znalazła sobie ciebie, wszystko spieprzyłeś! Jej życie było radosne, zapomniała o bólu. A potem ty wyznałeś jej, co czujesz! Myślałem, że zaraz wybuchnę. Mówiła, że nie znajdzie sobie nikogo, będzie cierpieć, przeze mnie! Będzie miała tak wielkie poczucie winy, że się zabije! Zejdzie tutaj, zobaczy mnie, i pomimo tego, że będziemy siedzieć tutaj, w tym okropnym miejscu, będziemy szczęśliwi. Wiesz, kiedy miałem ochotę cię zabić? Wtedy, pod drzewem, kiedy to prawie zdechła. Tak, zdechła. Ta suka nie zasługuje na żadną przyjemność.
- Nie waż się o niej tak mówić, Rodrick. - warknąłem, będąc już wkurzonym. - To ty, jesteś nikim. W łbie ci się popierdoliło. Ona niby miała nie znaleźć sobie nikogo, bo była zrozpaczona twoim zginięciem? Nie, Rod, tak nie było. Nie chciała więcej nikomu wyrządzić krzywdy, nie chciała, żeby ktokolwiek czuł to co ona. Wiesz, jak jej było źle? Myślała, że jest nikomu niepotrzebna, że jest zwyczajnym zerem, chciała się zabić, bo tak się pogrążyła w swoich myślach. Jedyne, czego potrzebowała, to zrozumienia, a nie twoich szaleńczych zapędów! - syknąłem, kiedy byłem już jedną łapą w powietrzu.
- Prawdziwy z ciebie wojownik, Raphaelu. Ale wiesz, co to za kocioł, tam na dole? Jak do niego wpadniesz, nie ma odwrotu. Będą cię dręczyć koszmary, będziesz wiecznie odczuwać ból i strach. A co w tym wszystkim najfajniejsze? Nigdy stamtąd nie wyjdziesz, choćbyś chciał. - zaśmiał się szaleńczo, a w jego oczach widać było coś, czego po prostu nie da się rozszyfrować.
Skoczył ku mnie, lecz na szczęście zrobiłem w odpowiednim momencie unik. Los jednak miał co do mnie inne plany. Rod złapał mnie za ogon i przerzucił przez całą swoją długość, przygwożdżając później do podłoża. Odepchnąłem go sprawnie na bok, wgryzając się mu w kark. Pisnął z bólu, ale ja, o dziwo, w ogóle go nie czułem. Plus dla mnie, może mam szansę się stąd wydostać. Z głębokim westchnięciem ponownie próbował zapędzić mnie na róg, abym spadł do tego idiotycznego kotła. A jeśli bym ja go tam zdołał wepchnąć? To się uda. Przeskoczyłem nad basiorem, zapierając się pazurami. Nie wiedząc, co próbuję zrobić, obrócił się niezdarnie. Już miał ponownie zadać atak, lecz ja w locie zmieniłem się w demona i zacisnąłem szczęki na jego tułowiu. Wrzasnął głośno, bezradnie łapiąc łapami powietrze. Zwiększyłem nacisk, gdy usłyszałem ciche chrupnięcie. Niech sobie pocierpi za to, co wyrządził. Chciałbym się z nim pobawić, ale nie mam czasu.
Podszedłem do przepaści, schylając łeb ku dołowi.
- P-Puszczaj m-mnieee! - sapał, drapiąc mi pysk. - Z-Zobaczysz, w-wrócę i z-zniszczę was! - groził mi, jednak mnie to jakoś w ogóle nie ruszało.
Mam cię puścić? Okej. - z niewyobrażalną radością otworzyłem paszczę, a Rodrick zwolniony z uścisku, zaczął spadać w dół. Wrzeszczał coś jeszcze, machając wszystkimi kończynami. Sekundę później wpadł do wielkiego kotła. Czart, stojący obok walnął go czymś w rodzaju łychy. Opadł na dno, widziałem, jak setki dusz łapie go rękami i usiłuje rozszarpać. Chciał wyskoczyć stamtąd, lecz zaciągnięty jakąś siłą po prostu spadał. Potwór pilnował wszystkiego, czasem nawet ruszał naczyniem tak, aby siedzące w nim istoty dostawały wstrząsu. Warto wspomnieć, że miał gigantyczne rozmiary, więc nawet gdyby nie było zapory, i tak samiec by się stamtąd nie uciekł. Przyjąłem swoją prawdziwą formę, po czym popędziłem tam, gdzie przetrzymywał Cuttle.
< Cuttle? Ta daa :D>
Posłałem nieudolnemu wilkowi srogie spojrzenie, na co natychmiast się uciszył. Parsknąłem głośno, po czym na pysk wkroczył mi szyderczy uśmiech, mówiący tylko o jednym.
- Mnie naprawdę zwisa, czy jesteś martwy, czy nie. Przez wieki specjalizowałem się tylko w jednym – zlikwidowanie wszystkiego, co psuje mi nerwy. Rozumiesz? Nie wiem również, gdzie mnie prowadzisz, ale wiedz jedno. Jeśli zaraz tam nie wrócimy, możesz pożałować. W końcu, wszyscy czują tutaj ból, nieprawdaż? - pokazałem obydwa rzędy kłów, na co Rodrick się wzdrygnął. Wiedziałem, że jest tchórzem, nikim innym. Basior zmierzył mnie wzrokiem, następnie uniósł nerwowo kąciki ust.
- Powinniśmy za chwilę być na miejscu. W końcu, w chwili zemsty muszę wyglądać bajecznie, tak? - rzucił, poprawiając swoje futro. I on jest niby mężczyzną? Kłóciłbym się.
Kolejne minuty szliśmy w ciszy. Rod bał się cokolwiek powiedzieć, byleby nie dostał za to po łbie. Widać respekt, jaki sobie uzbierałem, teraz się przyda. Mijaliśmy po kilkadziesiąt drzwi, bram. Nawet zgubiliśmy się parę razy. Oczywiście, on się tłumaczył, jakby to nie była jego wina. Kiedy coś mówił, odpowiadałem burknięciem. Chciałem jak najszybciej wrócić po Cuttle, żeby wynieść się z tego całego bagna. Wystarczy, że przebywałem tutaj pół życia, dokładki odmówię, naprawdę. W końcu dotarliśmy do końca korytarza, ponieważ był zawalony w połowie. Stając na końcu, można było zobaczyć piekielny krajobraz. Wszyscy u dołu wili się w pośpiechu, aby zadać jak najwięcej bólu swoim podopiecznym. Patrząc w górę, można było zobaczyć tylko krwawą mgłę oraz wystające kolce. Jakby był tam jakikolwiek sufit.
- Co teraz, per Panie Zemsta? - zakpiłem sobie, kierując wzrok na wielki kocioł, umieszczony pod nami. Rodrick zamilkł, spoglądając na mnie z poważną miną.
- Wiesz jak długo czekałem na Cuttle? W ogóle jej nie znając, zakochałem się w niej, kapujesz? Już miałem ją na wyciągnięcie łapy, moglibyśmy być razem, być szczęśliwi! Ale ona jednak nie podzielała moich poglądów. Zabiła mnie, jak marnego PSA! - widać, był przepełniony determinacją. W dodatku, podchodził do mnie wolno, sprawiając, że zaraz stracę grunt pod nogami. Zbliżałem się do końca "pomostu" czy jak to inaczej nazwać. Raz po raz obserwowałem tyły, żebym czasami nie spadł.
- Byłem tutaj, w piekle. Dzięki moim, zdolnościom, mogłem zobaczyć, co się dzieje na górze. Myślałem, że będzie opłakiwać moją stratę, ale nieee! Ona znalazła sobie ciebie, wszystko spieprzyłeś! Jej życie było radosne, zapomniała o bólu. A potem ty wyznałeś jej, co czujesz! Myślałem, że zaraz wybuchnę. Mówiła, że nie znajdzie sobie nikogo, będzie cierpieć, przeze mnie! Będzie miała tak wielkie poczucie winy, że się zabije! Zejdzie tutaj, zobaczy mnie, i pomimo tego, że będziemy siedzieć tutaj, w tym okropnym miejscu, będziemy szczęśliwi. Wiesz, kiedy miałem ochotę cię zabić? Wtedy, pod drzewem, kiedy to prawie zdechła. Tak, zdechła. Ta suka nie zasługuje na żadną przyjemność.
- Nie waż się o niej tak mówić, Rodrick. - warknąłem, będąc już wkurzonym. - To ty, jesteś nikim. W łbie ci się popierdoliło. Ona niby miała nie znaleźć sobie nikogo, bo była zrozpaczona twoim zginięciem? Nie, Rod, tak nie było. Nie chciała więcej nikomu wyrządzić krzywdy, nie chciała, żeby ktokolwiek czuł to co ona. Wiesz, jak jej było źle? Myślała, że jest nikomu niepotrzebna, że jest zwyczajnym zerem, chciała się zabić, bo tak się pogrążyła w swoich myślach. Jedyne, czego potrzebowała, to zrozumienia, a nie twoich szaleńczych zapędów! - syknąłem, kiedy byłem już jedną łapą w powietrzu.
- Prawdziwy z ciebie wojownik, Raphaelu. Ale wiesz, co to za kocioł, tam na dole? Jak do niego wpadniesz, nie ma odwrotu. Będą cię dręczyć koszmary, będziesz wiecznie odczuwać ból i strach. A co w tym wszystkim najfajniejsze? Nigdy stamtąd nie wyjdziesz, choćbyś chciał. - zaśmiał się szaleńczo, a w jego oczach widać było coś, czego po prostu nie da się rozszyfrować.
Skoczył ku mnie, lecz na szczęście zrobiłem w odpowiednim momencie unik. Los jednak miał co do mnie inne plany. Rod złapał mnie za ogon i przerzucił przez całą swoją długość, przygwożdżając później do podłoża. Odepchnąłem go sprawnie na bok, wgryzając się mu w kark. Pisnął z bólu, ale ja, o dziwo, w ogóle go nie czułem. Plus dla mnie, może mam szansę się stąd wydostać. Z głębokim westchnięciem ponownie próbował zapędzić mnie na róg, abym spadł do tego idiotycznego kotła. A jeśli bym ja go tam zdołał wepchnąć? To się uda. Przeskoczyłem nad basiorem, zapierając się pazurami. Nie wiedząc, co próbuję zrobić, obrócił się niezdarnie. Już miał ponownie zadać atak, lecz ja w locie zmieniłem się w demona i zacisnąłem szczęki na jego tułowiu. Wrzasnął głośno, bezradnie łapiąc łapami powietrze. Zwiększyłem nacisk, gdy usłyszałem ciche chrupnięcie. Niech sobie pocierpi za to, co wyrządził. Chciałbym się z nim pobawić, ale nie mam czasu.
Podszedłem do przepaści, schylając łeb ku dołowi.
- P-Puszczaj m-mnieee! - sapał, drapiąc mi pysk. - Z-Zobaczysz, w-wrócę i z-zniszczę was! - groził mi, jednak mnie to jakoś w ogóle nie ruszało.
Mam cię puścić? Okej. - z niewyobrażalną radością otworzyłem paszczę, a Rodrick zwolniony z uścisku, zaczął spadać w dół. Wrzeszczał coś jeszcze, machając wszystkimi kończynami. Sekundę później wpadł do wielkiego kotła. Czart, stojący obok walnął go czymś w rodzaju łychy. Opadł na dno, widziałem, jak setki dusz łapie go rękami i usiłuje rozszarpać. Chciał wyskoczyć stamtąd, lecz zaciągnięty jakąś siłą po prostu spadał. Potwór pilnował wszystkiego, czasem nawet ruszał naczyniem tak, aby siedzące w nim istoty dostawały wstrząsu. Warto wspomnieć, że miał gigantyczne rozmiary, więc nawet gdyby nie było zapory, i tak samiec by się stamtąd nie uciekł. Przyjąłem swoją prawdziwą formę, po czym popędziłem tam, gdzie przetrzymywał Cuttle.
< Cuttle? Ta daa :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!