Słowa łowcy oznaczały jedno, czyżby kiedyś Nenyto walczył i porzucił
rodzinę, bardzo możliwe. To mnie na prawdę zdziwiło ale nie mniej niż
brązowy basior stojący obok mojego towarzysza. Wstałam i wyrównałam krok
z wilkami, idąc pomiędzy nimi. Mężczyzna wstał i bez namysłu zaczął
celować do nas z jakiegoś małego pistoletu.
- Najpierw załatwię tą małą, potem twojego braciszka! Będziesz patrzył jak umierają! - zaśmiał się przerażająco.
Wyszłam wtedy krok do przodu i wyszczerzyłam białe kiełki, oblizując się przy tym.
- Nie lubię krwi wylewanej bez sensu, ale twoja to już inna sprawa! - syknęłam.
Ten uśmiechnął się tylko szeroko i pociągnął za spust. Miałam
wystarczającą ilość czasu, by wyczarować przed nami ochronną tarczę,
dzięki czemu pocisk się od niej odbił i poleciał nie wiadomo gdzie.
Bracia wyrównali ze mną krok, do czasu kiedy mężczyzna nie miał w
pistolecie pustego magazynka. Gdy odrzucił broń za siebie, uśmiechnęłam
się i odrzuciłam grzywkę z pyszczka.
- Myślicie, że nie dam sobie rady? -zapytał - Oj dziwicie się!
W tamtym momencie wyciągnął dwa duże noże, szykując się na nasz atak.
Puściłam chłopaków przodem, sama okrążając mężczyznę, by stracił trochę
orientację. Zatrzymałam się dopiero idealnie za nim, by już po chwili
rozpędzić się i wskoczyć mu na plecy wbijając kły w ramię. Zauważyłam,
że w moim kierunku biegnie Nenyto a tuż za nim jego brat. Odskoczyłam do
tyłu i pozwoliłam im zakończyć tę sprawę, trzymając przeciwnika za
łydkę by utrudnić mu jakikolwiek ruch.
<Nen? No co wy tam biedakowi zrobicie co?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!