3 kwi 2016

Od Cutt CD Rae'a

Nadal siedziałam w tym ciemnym pokoju, gdy w końcu usłyszałam kroki z głębi pomieszczenia. Cholera, kto to? Brat Rodrick'a? Hmm... Chociaż  z tego, co wiem, Rod nie miał rodzeństwa. Nasłuchiwałam. Nagle przede mną pojawiła się sylwetka basiora. Przyjrzałam mu się uważniej; oczodoły były... Em... Noo, widoczne, a z nich zaczął lać się jakiś płyn, bo słyszałam jak kapie na podłoże. Łzy? Niee, przecież nie miał oczu. Dobra, nie ważne, może później do tego dojdę. Po jego ciele spływała połyskująca krew. Ciekawe, czy mnie zauważył... Dla pewności odsunęłam się jeszcze bardziej w głąb ciemności. Po chwili basior skoczył w to miejsce, gdzie byłam przed chwilą. Pośpiesznie zmieniłam się w człowieka, bo tak byłoby mi wygodniej walczyć. Jednak Piekło trochę mnie zniekształciło i wyglądałam tak:
 (NIE ZMIENIAM WYGLĄDU NA STAŁE.)
Przyznam, że trochę dziwnie, ale co tam.

Odkułam od siebie wzrok i skierowałam na tajemniczą postać. Znalazł moją latarkę i zaświecił nią i zwrócił ku sobie. Wtedy dostrzegłam, że ma oczy. Więc tamto, co spadło, to mogła być łza... 



Och, Cutt! Nie zastanawiaj się nad takimi głupotami, tylko zmień miejsce położenia, bo jak zaświeci w tym miejscu, gdzie jesteś, to po Tobie!

Moje myśli miały rację. Zwinnie przedostałam się w inny kąt pokoju. Jak też myślałam, tak też się stało. Dziwny basior zaświecił latarką tam, gdzie przed sekundą jeszcze siedziałam. Gdy znów miałam się przemieścić, nie zauważyłam czegoś, co stało tuż naprzeciw. Za szybko pobiegłam i o to ostre coś rozcięłam sobie brzuch.

- Auć! - wrzasnęłam. Bolało jak cholera. Jednak szybko zatkałam sobie uświadomiłam, że nie jestem tu sama i zakryłam ręką usta. Kątem oka spojrzałam na zegar na mojej ręce.

Zostało pół godziny. 

- Aha, tu jesteś! - zawołał basior.

Z każdą sekundą ból się nasilał.

- No chodź  tu!

Cuttle, czy to już Twój koniec?

Nie mogłam się ruszyć. Ból był zbyt silny. I pomyśleć, że gdy umrę, to nigdy nie przestanie boleć. Choć gdy będę żyć, ból będzie czasem wracał...

Basior dopadł mnie. Wiedziałam, że już po mnie.
- Jestem White Blood. - odezwał się. - Rodrick Cię już przysłał?
- Co chcesz powiedzieć przez słowo już? - zapytałam zdezorientowana.
- Nakazał mi Cię... Potorturować...
- I naprawdę chcesz go słuchać? Powiedz mi tylko po co?
Nie odpowiedział.
- Zapłaci mi.
- Na co Ci pieniądze? Tu i tak na nic Ci się nie przydadzą. Nic za nie nie kupisz,  potrzebne Ci jak dziura w moście.
On chwilę się zastanowił, po czym wrzasnął:
- Przestań obracać mnie przeciwko Rodrick'owi!
- Skoro to Twój "szef", to dlaczego mówisz na niego "Rodrick", jeśli  powinieneś "Rodrigo"? W końcu to jego pełne imię. - mruknęłam, kątem oka spoglądając na zegar na ręce.
20 minut. Jeśli nadal będziesz tu z tym dziwnym kolesiem, to na stówę umrzesz, a co wtedy? Nic... W sumie, to po co mam żyć? Tylko dla Rae'a? Ech, raczej beze mnie sobie poradzi... Tak, zostań tu z tym gostkiem. I tak nie wyjdziesz.
Tamten nic nie odpowiedział. Siedział i patrzył się na mnie bezradnie. Po moich słowach chyba coś pojął. C h y b a. Moja rana na brzuchu jeszcze intensywniej zaczęła krwawić. Po chwili wręcz pływałam już w kałuży krwi. Jednak moją uwagę przykuły jakieś kroki zza pokoju. Rae? Nie...
- Cutt? Gdzie jesteś?! Cutt! - nawoływał znajomy mi głos.
- Rae, tu! - krzyknęłam. Chyba usłyszał, bo powoli podchodził do drzwi. Po chwili otworzył je, a gdy stanął w kałuży krwi, zdumiał się.
- Eee... Co tu się stało, Cutt? - zapytał lekko przerażony basior. Chciał podejść bliżej i popełnić ten sam błąd, co ja, wcześniej.
- Nie! - wrzasnęłam w ostatniej chwili. Inaczej nadziałby się na ten dziwny sprzęt. Chwyciłam go za rękę, a potem wyprowadziłam go do oświetlonego pomieszczenia. Oczywiście ten cały White Blood poszedł za nami. Gdy Raphael go zobaczył, myślał, że to on zrobił mi tę ranę na brzuchu. Chciał go dopaść, ale osłoniłam go swoim ciałem.
- Zostaw go. Nie zrobił mi nic złego! Sama się zraniłam. Niechcący. - jęknęłam.
Cutt, zostało 10 minut.
- Rae, posłuchaj. Mnie nie da się już uratować. Zostało mi 10 minut. A, aby dostać się tam, gdzie trzeba, by wyjść, potrzeba co najmniej pół godziny. Nie dam rady... Gdy tam wrócisz, powiedz im, że żyłam i bardzo za nimi tęsknię. - nie potrafiłam opanować łez. - Weź go ze sobą. Ja już nie mogę. - to mówiąc, pokazałam mu zegar na jego ręce miał jeszcze 2 godziny, by się wydostać. Zdąży. Potem pokazałam mu mój czas życia. 5 minut. - Wiesz... Jednak jest jedna wada tego, gdy wrócisz: kompletnie o mnie zapomnisz. A gdybym ja wróciła na ziemię już po mojej takiej prawdziwej śmierci, także zapomniałabym, ale nie tylko Ciebie. Wszystkich, których znałam. Których twarze pamiętam...
<Rae?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!