- Wiesz... Ja raczej nie potrafię być człowiekiem. Nie sądzę, żebym mógł chodzić na dwóch nogach. - powiedziałem.
Ejme skinęła łebkiem. A więc rozpoczyna się wojna. Zginą albo tamte wrogie wilki, albo my.
Ich sylwetki zaczęły pojawiać się kilkanaście metrów przed nami, wśród
drzew. Największy, widać było, że najsilniejszy i dobrze mi znany Alfa
był z przodu. Zaczęła się walka. Od razu zaatakował mnie jeden z wrogów.
Podpaliłem jego futro, a po chwili walki uciekł, a mi nie stało się nic
poważnego, tylko lekko krwawiła mi łapa. Rzuciłem się na ich Alfę.
Poturlaliśmy się po ziemi. Był ode mnie większy i silniejszy, ale nie
miał mocy. Muszę spróbować go podpalić. On jednak złapał mnie za kark i
rzucił mną na bok. Szybko się podniosłem.
- Muszę przyznać, - powiedział - że walczysz już lepiej. Ale i tak cię zabiję. Te tereny będą moje.
- Jeśli wygrasz tą walkę, te tereny będą twoje. Ale później znów jakaś
wataha cię wygna. Czy to ma sens? - mruknąłem tak, że pewnie prawie tego
nie usłyszał. Nie miałem ochoty na rozmowę. On najwyraźniej też nie.
Zawarczał i skoczył w moim kierunku, uniknąłem ataku. Zaatakowałem przy
okazji innego wroga. Wygnałem go, ale krwawiłem z rany na karku i łapie.
Nagle coś złapał mnie za ogon i pociągnęło do tyłu. Przewróciłem się.
Minęła chwila, zanim przestało mi się kręcić w głowie i powoli się
podniosłem. To był Alfa. Znów rozpoczęła się walka.
Ejme?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!