Przez dłuższą chwilę się nie odzywałam. Nagle usłyszałam trzask gałązek i dźwięk podobny do tego, który wydaje świeżo otwarta zmywarka (te porównania). Za nami pojawił się wielki smok. Amor otworzyła pysk, by coś powiedzieć, ale ją uprzedziłam. Wyciągnęłam z kieszeni kawałek linki i z jej pomoca zrobiłam sobie na włosach kitkę. Podbiegłam do smoka i wyciągnęłam miecz.
-Uraza, czekaj!-Zawołała Amor, ale ją zignorowałam. Zamachnęłam się jak podczas robienia tomahawk w koszykówce, ale nie trafiłam w smok,a który zrobił unik, przesuwając głowę.
-Uraza, Uraza! Nie zabijaj go!-Krzyczała Amor. Wpadłam w szał. Mając kilka małych ran, (które niestety sama sobie zadałam) byłam zła na samą siebie. Podskoczyłam. W końcu udało mi się wbić miecz w głowę smoka. Padł martwy.
-Ura...-Zaczęła Amor, patrząc na to co zrobiłam. Obejrzałam się. Byłam cała we krwi.
Spojrzałam na deltę spojrzeniem mordercy.
(hyhy, Yaboku :> )
-Ale.. On nas nie atakował! Może nie miał złych zamiarów!-Wykrzyknęłam zrozpaczona Amor. Trzęsła się. Otarłam krew smoka z twarzy i rozpuściłam włosy, które także były nieco zakrwawione.
-Był zagrożeniem. Musiałam go zabić.
-Ale..
-Zrobiłam to, aby chronić watahę. Dla watahy poświęcić można i sto, nie, tysiąc takich smoków-odparłam stanowczo.
Zmieniłam się. Pozostaje pytanie, czy na sumienną alfę, czy na morderczynię... Kiedyś nadepnięcie na ogon jaszczurki było dla mnie jak najgorsza zbrodnia, a teraz? Bez wahania zabijam nawet smoki.
<Amor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!